Patrzałem na śpiącą żonę. Mimo, że minął rok ja jeszcze nie mogłem uwierzyć, że zgodziła się zostać moją żoną.
Spojrzałem na jej zaokrąglony brzuch.
Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W ciele tak pięknej kobiety rozwijało się nowe życie. Stworzyliśmy coś pięknego.
-co tak się szczerzysz? -zapytała nagle Meg. Moja ukochana Meg.
-bo cię kocham -uśmiechnąłem się w jej kierunku .
Meg odwzajemniła mój uśmiech, a ja poczułem dumę.
-wiesz, że jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie -szepnąłem
-a ty jesteś najcudowniejszym facetem na świecie.
Nachyliłem się nad nią i złożyłem delikatny pocałunek na jej wypukłym brzuchu.
-jestem gruba -stwierdziła oburzona.
-jesteś piękna
-nie zmieszczę się teraz w żadną z sukienek -odparła gładząc brzuch -w czym pójdę na jutrzejsze przyjęcie?
-kupimy coś...
-nie ma na to czasu
Usiadłem na skraju lóżka i wyciągnąłem spod niego duży karton. Uwielbiałem kupować jej prezenty, a szczególnie sukienki. Wyglądała w nich pięknie.
-kolejny prezent? -zapytała spoglądając przez mój bark.
-tak
-pokaż -wyszeptała
Położyłem pudło na łóżku. Meg ciesząc się jak małe dziecko otworzyła wieko.
-czerwona? -zapytała
-w niej wyglądasz najpiękniej.
*
w samo południe wyszedłem go pracy. Jakbym wiedział co wydarzy się tego dnia, nie wystawiłbym nawet nosa za drzwi. To był dzień, który miał zmienić nasze życie.
To był najgorszy czas w moim życiu.
To był najdłuższy tydzień w moim życiu. Każda minuta
przyprawiała mnie o mdłości. Moje życie tak po prostu się
skończyło. Byłem tak po prostu martwym ciałem. Niby
funkcjonowałem, ale tak naprawdę byłem martwy.
Zrobiłem się chyba nawet odporny na
płeć przeciwną. Nawet ekspedientka w sklepie z odkrytym biustem
mnie nudziła.
Siedziałem na kanapie przed
przebieralnią i czekałem, aż moja nowa podopieczna wybierze
sukienkę na bal. Co chwile pokazywała mi się w innej kiecce.
Miałem wrażenie, że mnie podrywa.
Godzinę później o mało nie usnąłem.
Ta dziewucha potrafiła zanudzić na śmierć każdego.
Podszedłem do przebieralni.
-skończyłaś? -zapytałem
Odpowiedział mi głuchy dźwięk.
Potarłem czoło i otworzyłem przebieralnie.
Zobaczyłem tam to czego się
spodziewałem, czyli nic. Popchnąłem drzwi i wszedłem do środka.
W ścianie naprzeciwko były ukryte drzwi.
Ta smarkula nawet nie pomyślała, że
odnalezienie jej będzie dla mnie łatwe tak jak otwarcie piwa. Meg
robiła mi takie niespodzianki, więc nauczyłem się szybko jak
postępować w takich sytuacjach.
*
15 minut potem byłem już pod
kawiarnią, gdzie umówiła się z koleżanką. Wszedłem do środka.
Dziewczyna jeszcze mnie nie zobaczyły. Podszedłem do tej
dziewczynki i położyłem jej dłoń na ramieniu
-koniec zakupów, dziecino -rzuciłem
-ale jak? -zapytała zdziwiona
-wychodzimy -pomogłem jej wstać z
miejsca. Rzuciłem pieniądze na stolik i wyszedłem ciągnąc ją za
sobą.
-nie ze mną takie numery -syknąłem
wpychając ją do auta.
Na szczęście droga nie była długa i
nie musiałem patrzeć na tego rozpieszczonego bachora. Byłem jej
ochroniarzem tylko dla tego, że musiałem się czymś się zająć.
Musiałem zająć czymś myśli.
*
Wszedłem do kuchni. Nalałem sobie
szklankę wody i wtedy zadzwonił mój telefon. Zdziwiłem się.
Jakiś nieznany numer dzwonił na mój prywatny numer.
Jednak odebrałem.
-tak? -zapytałem
-Bartek -usłyszałem jej szept.
Zacięło mnie. Mój oddech przyśpieszył, a świat zawirował.
Musiałem się przytrzymać bałtu szafki.
-Meg -wyszeptałem. Chyba sam nie
wierzyłem, że to może być ona.
-możesz przyjechać? -zapytała
-Meg, ja... -nie dała mi odpowiedzieć.
Usłyszałem dźwięk zakończenia połączenia.
Uderzyłem telefonem o stół.
Zagotowałem się. Nie mogłem do niej jechać, byłem w pracy. Nie
odzywała się tyle czasu. Uderzyłem głową o ścianę.
-idioto, przecież ona straciła pamięć
-powiedziałem sam do siebie.
Ale po jaką cholerę do mnie dzwoniła?
I wtedy przypomniał mi się jej głos.
Głos mojej Meg.
Zadzwoniłem do Simon.
-Lou -szepnęła -jednak się
namyśliłeś
-zbieraj się -syknąłem -praca czeka
-co?
-pilnujesz dziś małej Kedey.
-rzuciłem i rozłączyłem się. Ta kobieta coraz bardziej działa
mi na nerwy. Chciałem, aby wreszcie zajęła się swoją pracą a
nie podrywaniem mnie.
*
Do domu Alicji, dotarłem szybciej niż
powinienem. Myślę, że złamałem wszystkie możliwe zasady. Jednak
Meg była warta wszystkiego. Ona była najważniejsza.
Drzwi otworzyła mi Alicja. Wyglądała
na przejętą.
-powiem jej, że przyszedłeś.
Oczywiście nie miałem zamiaru czekać,
aż mi pozwoli wejść. Ruszyłem od razu za nią.
Weszliśmy do dużego pokoju. Nigdzie
nie było Meg.
Alicja podeszłą do białych drzwi i w
nie zapukała.
-Meg
-tak mamo? -usłyszałem jej zagłuszony
głos.
-masz gościa
-zaraz wyjdę -odparła.
Nie miałem zamiaru czekać.
-Meg -szepnąłem
-Bartek -usłyszałem jej westchnienie.
-wzywała mnie jaśnie pani -rzuciłem
próbując zażartować, ale tak naprawdę wszystko mnie zżerało od
środka. Od kiedy ją usłyszałem moje życie zaczęło mieć sens.
Moje ciało ożyło.
-ja...
-Meg, nie będziemy rozmawiać przez
drzwi -rzuciłem.
Pogrzebałem przy zamku i otworzyłem
te cholerne dzielące nas drzwi.
Stanąłem w drzwiach. Zamurowało
mnie. Ne widziałem jej tyle czasu. Serce o mało nie wyrwało mi się
z piersi.
Nagle podbiegła do mnie i rzuciła się
w moje ramiona. Automatycznie przyciągnąłem ją do siebie. Tak
bardzo mi jej brakowało. Jej zapach...
-jak jak za tobą tęskniłam
-wyszeptała w moją pierś. Zacisnąłem ramiona jeszcze mocniej.
-Meg...
-kocham cię -jej słowa były jak
lekarstwo na moją zranione serce
-Meg -wyszeptałem i schowałem swoją
twarz w zagłębienie jej szyi.
-dziękuję -szepnęła. Nie wiedziałem
za co mi dziękuję, ale mnie to nie obchodziło.
To miało być rutynowe zadanie, które
nie miało trwać dłużej niż rok.
Minęło już 5 lat, więc co ja tu
robię?!
Przetarłem czoło. To było chyba
najgłupsze pytanie jakie mogłem sobie zadać.
Spojrzałem na leżącą na łóżku
szpitalnym Meg.
No co ja robię?
Czekam, aż moja najukochańsza się
wreszcie obudzi.
-Meg -szepnąłem -obudź się proszę.
„-jej nadajnik z telefonu nie
odpowiada
-pewnie się zepsuł -krzyknąłem
-zbieraj ludzi!”
„Meg nie zostawiaj mnie!”
Zacisnąłem mocno pięści. Myślałem,
że zaraz zwariuję!
Przecież to nie mogło się tak
skończyć. Przecież przed nami jeszcze długie życie. Nikt nie
mógł mi jej teraz odebrać!
„spojrzałem w tylne lusterko i
zobaczyłem, że usnęła. Wyglądała tak słodko kiedy spała. Nie
chciałem jej budzić, więc wziąłem ją delikatnie w ramiona.
Przytuliła mnie do siebie. Poczułem się jak w niebie. Miałem przy
sobie kobietę, którą kochałem.
Wszedłem z nią w ramionach do jej
sypialni. Położyłem na satynowej pościeli. Uśmiech wyszedł mi
na usta, oddałbym wszystko za to, żeby tak było codziennie.
Zdjąłem z jej stóp buty i postawiłem
obok łóżka. Rozpiąłem jej marynarkę i ją zdjąłem.
Chciałem ją tak zostawić, ale nie
potrafiłem. Chciałem ją zobaczyć w całej okazałości.
Ściągnąłem jej koszulę i zamarłem. Jej ciało było naznaczone
wieloma bliznami. Upadłem przed nią na kolana. Miałem ochotę
płakać, jego ukochana tak cierpiała...”
potrząsnąłem głową. Musiałem
odrzucić te wszystkie złe wspomnienia. Podszedłem do jej łóżka
i ukląkłem.
Wpadałem w jakąś czarną dziurę.
Nie mogłem sobie nawet wyobrazić jakby to było jakby ona teraz
umarła. Moje życie nie miałoby sensu, wolałabym umrzeć.
-Boże, proszę nie pozwól jej umrzeć
-szepnąłem trzymając ją za rękę -nie pozwól. Nawet jeśli nie
mamy być przez to razem, to nie pozwól jej umrzeć.
-Bartek -usłyszałem głos Alicji. Nie
miałem ochoty się odwracać. -idź do domu -poczułem jej dłoń na
ramieniu.
Jak miałem iść do domu? Jak miałem
ją zostawić?
-a jak się obudzi?
-zawiadomię cię.
-nie, zostaję. -mruknąłem
Wstałem z kolan i usiadłem w rogu
pokoju. Nie chciałem wychodzić, ale też nie chciałem
przeszkadzać, matce Meg.
Nawet nie wiem kiedy usnąłem. Ale sen
mi się podobał, nie chciałem się z niego budzić.
Coś kazało mi się obudzić. Jakiś
głos z wewnątrz mnie krzyczał, abym się obudził.
Otworzyłem gwałtownie oczy i
zobaczyłem ją. Wpatrywała się we mnie. Pierwszą moją myślą
było to, że to jeszcze sen.
-O Boże, Meg -szepnąłem i szybko
zerwałem się z fotela. Chciałem do niej podbiec, ucałować.
-kim pan jest? -jej pytanie wbiło mnie
w podłogę. Na początku myślałem, że się przesłyszałem.
-kim pan jest? -gdy powtórzyła
pytanie, myślałem że żartuje. Miałem ochotę się roześmiać,
ale wtedy napotkałem jej zdezorientowany wzrok.
Ona mnie naprawdę nie pamiętała.
Upadłem na kolana. To nie mogło być prawdą.
-to nie może być prawda -wyszeptałem
-nic panu nie jest? -zapytał mnie
dobrze mi znany głos.
Bolało mnie serce. Czułem jak rozrywa
mi je od środka.
-Meg, kochanie! -do pokoju wbiegła
Alicja.
To był najgorszy dzień w moim życiu.
Zapragnąłem umrzeć.
Po wyjściu z komisariatu nawet nie
opłacało mi się kłaść. Wziąłem tylko prysznic i nałożyłem
czyste ciuchy.
Stew obiecał mi, że pójdzie
popilnować Meg w czasie rannego biegania. Miałem ochotę za to
całować go po stopach.
Po wejściu do apartamentu Meg,
ogarnęło mnie znużenie. Położyłem się na ławce, która
znalazła się dziwnym trapem tuż pod drzwiami mojego gabinetu.
-na pięć minut -mruknąłem do siebie
i zamknąłem oczy. Mimo, że ławka była niewygodna moje oczy się
zamknęły i odpłynąłem.
Obudziło mnie mocne uderzenie w wyniku
czego wylądowałem na ziemi. Otworzyłem oczy i spojrzałem na góry.
Nade mną stała Meg. Wpatrywała się we mnie z irytacją.
W tym momencie tak cholernie ją
kochałem.
-czego? -zapytałem podnosząc się
-wychodzimy -odparła uśmiechając
się.
-gdzie?
-do Zoo
Miałem ochotę się roześmiać. To
była najgłupsza rzecz jaką usłyszałem od początku dnia, a nie
powiem usłyszałem dziś dużo bajek.
-żartujesz -mruknąłem i stanąłem
przed nią. Dzieliły nas milimetry, nasze nosy praktycznie się
stykały. Czułem jej oddech na swoich ustach. Miałem ochotę
nachylić się jeszcze kawałek i złączyć nasze usta.
-nie -rzuciła i odeszła -szybko
Wziąłem marynarkę z ławki i
ruszyłem za swoją królową. Byłem tak podniecony, że każdy ruch
wywoływał cichy jęk. Nawet nie wiem jakim cudem wsiadłem za
kierownicę.
*
Czułem się jak małe dziecko.
Zwiedzanie Zoo, nie było z moich wymarzonych wycieczek. Chyba
wolałbym pozwiedzać cmentarz.
Byłem tak zagłębiony w swoich
myślach, że nie zauważyłem kiedy Meg się oddaliła. Omiotłem
wzrokiem cały teren w około siebie. Nigdzie jej nie było. Jakby
nie fakt, że często znajdowałem się w takiej sytuacji, pewnie
zacząłbym panikować.
Wziąłem kilka głębszych oddechów i
ruszyłem przed siebie.
Obszedłem chyba z trzy razy cały
teren Zoo dookoła. Wtedy zaczęła ogarniać mnie panika.
Cholera! Jeśli Nathan zechciał ją
dopaść, to zapewne już nie żyła.
Przechodziłem obok jednego z barów,
kiedy usłyszałem jej śmiech. Siedział obok jakiegoś kolesia.
Ogarnęła mnie złość. Jeśli mógłbym ją zabić, to
zapewniam... nawet bym się nie zawahał.
Podszedłem do dobrze bawiącej się
dziewczyny i zmierzyłem ją wzrokiem. Koleś, który siedział obok
mnie spojrzał na mnie z przerażeniem. O tak bój się! Zabiję
ciebie też!
-o jesteś już -Meg posłała mi
uroczy uśmieszek
-słuchaj, idiotko -syknąłem łapiąc
ją za rękę
Facet obok wstał automatycznie.
Zmierzyłem go wzrokiem. Jeśli miał choć trochę oleju w głowie,
nie będzie wchodził ze mną w złe interakcje.
-Bartek -szepnęła Meg
-idziemy -rzuciłem i zacząłem ją
ciągnąć za sobą.
-Waldek... widzimy się później
-krzyknęła do faceta z którym siedziała.
-nie widzisz się z nikim -uśmiechnąłem
się do niej.
*
to chyba była najdłuższa podróż w
moim życiu. Meg patrzała na mnie ciągle zła. Ale co ja miałem
zrobić? Byłem tak na nią zły.
-przepraszam -rzuciłem, otwierając
jej drzwi od auta.
-nie trudź się -mruknęła.
Weszła szybko do windy i za nim do
niej dobiegłem, metalowe drzwi się zasunęły. Mogłem zatrzymać
windę, ale chciałem dać jej trochę wolności.
Wjechałem na górę windą ekspresową.
Za nim drzwi windy, którą jechała Mego otworzyły się, ja stałem
przed nimi.
Była wręczy nie zadowolona, kiedy
mnie ujrzała.
*
przez okrągły tydzień miałem
spokój. Meg dziwnie, była grzeczna. Słuchała wszystkiego co do
niej mówiłem. Zastanawiał mnie tylko fakt, gdzie jest haczyk w tym
wszystkim.
Daga, także nie robiła żadnych
wybryków i wszystko szło ku dobremu. Na moje szczęście, przyjęli
ją do ośrodka leczenia uzależnień. Wszystko szło ku dobremu,
przynajmniej tak mi się wydawało.
-idziemy na zakupy -uśmiechnęła się
Meg.
Jeśli bym powiedział, że jestem
zadowolony to bym skłamał.
-idziemy -odparłem
Meg wybrała dość maleńki sklepik.
-Meg, dawno cię nie widzieliśmy
-krzyknęła ekspedientka jak tylko przekroczyliśmy próg sklepu.
-Jana -Meg uściskała starszą
kobietę.
-przystojniaku -kobieta uśmiechnęła
się do mnie -usiądź tu
Usiadłem na białej kanapie na wprost
przebieralni. Meg przymierzała chyba tysiące sukienek. Jedne więcej
zakrywały, inne mniej. Po pół godzinie miałem dość. Meg miała
właśnie przymierzać bardzo kusą sukienkę. Podszedłem do
przebieralni i jakby nic odsłoniłem kotarę. Nie obchodziło mnie
to, czy będzie stała tam naga czy jak. Jednak zdziwiło mnie to co
tam zobaczyłem, a raczej tego co nie zobaczyłem. Ona po prostu się
rozpłynęła.
Przejrzałem wszystkie przebieralnie i
zagotowałem się. Nie wiem jakim cudem się ulotniła, ale tym razem
pożałuje, że zrobiła mi coś takiego.
Sprawdziłem wszystkie nagrania z kamer
i przesłuchałem taksówkarza, który ją wiózł. Zajęło mi to
niecałą godzinę.
Królowa siedział w kawiarni z
Antylią. Piły kawę jakby nigdy nic.
Podszedłem do ich stolika i uderzyłem
w niego dłońmi.
-zdałeś -Meg obdarowała mnie
uśmiechem -poprzedni ochroniarz nie mógł mnie znaleźć.
-przegięłaś -rzuciłem -ty też
-wskazałem na Antylię
-ja? -zapytała -Meg, nie powiedziałaś
mu?!
Wyprowadziłem z kawiarni moją
towarzyszkę. Wrzuciłem ja do auta i zatrzasnąłem drzwi.
Całą drogę na przyjęcie
milczeliśmy. Żadne z nas nawet sobie nie dogryzało. Mimo, że na
usta cisnęło mi się wiele uwag w jej kierunku, ale nie otwierałem
ust. Cisza chyba nas ratowała przed nadchodzącą kłótnią.
Stanęliśmy przed rezydencją Tessów.
Wyprostowałem się. Wysiadłem z auta i otworzyłem Królewnie
drzwi.
Wystawiłem ramie, a ona za nie
chwyciła. Do drzwi podchodziłem z uśmiechem. Mimo, że się nie
odzywała, ale wbijała mi palce w rękę.
Chciałem jej tego pogratulować, ale
nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć w drzwiach stanęła Alicja.
-dobry wieczór, pani -rzuciłem
-poczekam w aucie -zwróciłem się do Meg.
-oj, kochaniutki -poczułem na ramieniu
czyjąś dłoń -nie zostaniesz?
-mamo... -wtrąciła się Meg.
-poczekam w … -nie zdążyłem
dokończyć.
Alicja wciągnęła mnie do środka.
Byłem przerażony. Ja jeden i … cholera, ile tu było kobiet?!
-chciałem pana przeprosić za to
ostatnie -przerwała -ale wie pan, jeśli chodzi o Meg, to zachowuję
się jak lwica -wyszeptała kładąc dłoń na mojej piersi.
-nic się nie stało -odparłem
ściągając jej dłoń z siebie.
W myślach przeklinałem dzień, w
którym zgodziłem się zostać ochroniarzem Meg.
-przepraszam, pójdę poszukać Meg
-rzuciłem
-jej nic się tu nie stanie -odparła
łapiąc mnie za rękę.
-jednak pójdę -wyswobodziłem rękę
i ruszyłem na poszukiwanie Meg.
Ten dom był jak jeden wielki labirynt.
Jak nie błądziłem między tymi wszystkimi kobietami, to zgubiłem
się w ogrodzie.
Miałem ochotę usiąść i płakać ze
śmiechu.
Ja Bartek Tomlinson, dowódca, żołnierz
zgubiłem się w ogrodzie!
Cholera! Pustynie nie miały przede mną
tajemnic, a ten pieprzony ogród był jedną wielką zagadką.
-z czego się śmiejesz? -zapytał mnie
cudowny głos mojej wybawicielki.
Miałem ochotę całować ją po
stopach.
-zgubiłem się -rozłożyłem ręce
-pan Wielki się zgubił? -zapytała
powstrzymując śmiech.
-jak widać -odparłem -prowadź
Ona jednak stanęła i uniosła wysoko
brwi.
-a co będę miała z tego?
-święty spokój -odparłem
-śmieszny jesteś
-Meg... -wyjęczałem -dobra, czego
chcesz? -zapytałem
-pójdziesz ze mną jutro do ZOO
-odparła z uśmiechem, a ja o mało nie posikałem się ze śmiechu.
-ZOO? Meg... to dla dzieci.
-no to dobranoc -rzuciła i odeszła.
Zniknęła za krzakiem.
Pobiegłem za nią, ale już jej tam
nie było. Po prostu zniknęła.
-Meg, cholera! -krzyknąłem
-no co? -zapytała tuż za mną
-jak to zrobiłaś?
-znam ten ogród, jak własną kieszeń
-uśmiechnęła się.
-dobrze -odparłem zrezygnowany -a
teraz wyprowadź mnie z tego przeklętego ogrodu.
-odwróć się
-po co?
-odwróć się -powtórzyła
Odwróciłem się i zobaczyłem podjazd
z przodu domu.
Spojrzałem na nią. Mała wiedźma
wzięła mnie podstępem.
-Meg -wysyczałem
-co jest Tomlinson?
-obiecuję, zabiję cię kiedyś
-rzuciłem'-myślę, ę nie ty jeden -odparła.
Jej odpowiedź uderzyła we mnie z
dwojoną siłą. Przypomniał mi się Nathan. Zacisnąłem dłonie w
pięści.
Mój telefon zaczął brzęczeć.
-Tomlinson
-Lou, tu Ben -rzucił
-co jest? -zapytałem zły
-Daga...
-o Boże -zakryłem dłonią oczy -co
się stało?
-jest tu, na moim komisariacie
-wyszeptał -Stary ją przesłuchuje.
-zaraz będę -mruknąłem i
rozłączyłem się.
Myślałem, że gorzej być nie może.
Jednak się myliłem.
-zadzwonię do stewa...
-odwieź mnie do domu, Lou -odparła z
naciskiem na słowo „Lou”.
*
Jechałem bardzo szybko. Nawet za
szybko jak na mnie. Zdziwiłem się, że Meg nic nie powiedziała.
Odstawiłem ją do domu i ruszyłem w
dalszą drogę.
Najcudowniejszą sprawą było to, ze
dotarłem na komisariat o północy, bo oczywiście nie miałem nic
innego do roboty.
Cholera!
Do środka wszedłem zły. Myślę, że
jakbym teraz spotkał Dagę, to bym ją udusił!
-miałem po ciebie dzwonić, Bartek.
-Greg -rzuciłem w stronę komendanta
-chodź.
Poszedłem za nim i poczułem się
jakbym szedł na skazanie.
Usiadłem naprzeciwko niego. Miałem
ochotę wyć do księżyca.
-Daga, napadła na kobietę -rzucił
Przez minutę zapomniałem o
oddychaniu.
-to jakiś żart, tak? -zapytałem
-nie, Lou. Biedaczka wylądowała w
szpitalu.
-cholera! -syknąłem -mam problemy?
-ty nie, ona...
*********
dawno nie było nic o "drama queen", więc Daga musiała coś namieszać :D
*********
A teraz coś nowego i z innej beczułki :D
wraz z ostatnim rozdziałem "Księcia Markusa" ukaże się moje nowe opowiadanie...
będzie to KRYMINAŁ!, a że jeszcze nigdy nie pisałam kryminałów, to jest dla mnie MEGA wyzwanie.
Opowiadanie będzie mieszanką: tajemnic, kłamstw, morderstw... ogólnie nastawione będzie na zbrodnie, ale oczywiście nie zabraknie "MIŁOŚCI"!!!!
mam nadzieję, że bd ze mną :*
Już teraz możecie już "lukać" na okładkę, wprowadzenie i bohaterów "Joker"
Wprowadzono mnie do małego
pomieszczenia. Ściany były szare i praktycznie gołe. Całe
pomieszczenie oświetlało małe okratowane okienko. Poczułem się
jak sardynka w puszce.
Na środku pomieszczenia znajdował się
drewniany stolik i dwa krzesła.
Usiadłem na jednym z krzeseł, tyłem
do wejścia i westchnąłem.
To miało być spotkanie z przyjacielem
po latach. Zacisnąłem dłonie w pięści.
Nie spodziewałem się takiego
spotkania i to w takim miejscu.
Powianiem był po przewidzieć,
spodziewać się.
Przecież jakby nie ja, to zrobiłby
krzywdę tej dziewczynie tamtej OWEJ nocy.
Boże, przecież on ją wtedy prawie
zgwałcił.
Cholera, on skrzywdził Meg!
Drzwi za mną zaskrzypiały.
Całe moje ciało naprężyło się.
Nagle pomieszczenie zrobiło się strasznie maleńkie, a powietrze
jakby się ulotniło.
Tlenu!
-witaj, przyjacielu -usłyszałem
dobrze znany mi głos.
Spojrzałem na niego, gdy siadał
naprzeciwko mnie. Z wyglądu nic się nie zmienił.
-jeśli nie chcesz się przywitać, to
przynajmniej powiedz z jakiej to okazji.
Wtedy go nie odtrąciłem. Był pijany
i zwaliliśmy wszystko na to. Ta dziewczyna też niczego nie
pamiętała, albo nie chciała pamiętać.
Dziś jednak jesteśmy tu, ja bardzo
dobrze pamiętam.
-widzę, że upadłeś dość nisko
-wysyczałem. Jednak tak naprawdę miałem ochotę przywalić mu w
pysk.
-nisko? -roześmiał się -po prostu
mam wakacje.
-wakacje? -zadziwiłem się -prawie
zabiłeś dziewczynę.
-ja? -zaśmiał się -ta dziwka sama
się prosiła.
Wstałem gwałtownie. Wszystko się we
mnie zagotowało. Usłyszałem jak jeden ze strażników robi krok w
moją stronę.
Teraz wystarczyłby jeden ruch, a
złamałbym Nathanowi kark.
Ale wtedy nie było by komu pilnować
Meg, choć wtedy by nie było przed kim ją bronić.
Jednak chciałem mieć ją przy sobie.
Spojrzałem Nathanowi w oczy. Spoglądał
na mnie przerażony. No przynajmniej tyle uzyskałem.
Usiadłem z powrotem na krzesło.
-co się spinasz? -zapytał
-bo jestem tu z jej powodu -odparłem
-to twoja nowa laska? -zapytał -niezła
jest...
-jasne -odparłem
-a Daga?
-nie powinno cię...
-no tak, Daga. Przecież teraz bzyka ją
Jeli -roześmiał się.
Spojrzałem na niego i roześmiałem
się. Jeśli chciał mnie sprowokować to, to mu się nie udało.
-to, ze ktoś ją tam bzyka, najmniej
mnie interesuje -odparłem zgodnie z prawdą.
-doprawdy? -zapytał kładąc dłonie
na stoliku.
Zabrzęczały łańcuchy.
-zostaw ją w spokoju -wysyczałem
-bo co? -zapytał -znowu połamiesz mi
nos? -roześmiał się
Spojrzałem na niego. Próbowałem
znaleźć choć ułamek swojego przyjaciela w tym mężczyźnie.
-ojciec nieźle cie ustawił -rzuciłem
-ciężko do ciebie dotrzeć.
-zmieniasz temat.
-nie. -odparłem -daję ci do
zrozumienia, że najpierw dobiorę się do twojego tatusia
-wyszeptałem mu prosto w oczy -a później zostawię cię na pastwę
losu.
Zobaczyłem w jego oczach strach.
-dobrze wiesz, że wiem bardzo dużo
-ciągnąłem dalej -wiesz dobrze, że mogę go pociągnąć na dno,
a wtedy...
-myślisz, że taki cwany jesteś?
-jestem, Nath, jestem -uśmiechnąłem
się do niego -powiedz mi, co ty zrobisz bez jego kasy i wpływów?
-pieprz się! -krzyknął
-zostaw ja w spokoju -syknąłem.
Wstałem powoli patrząc mu w oczy.
Widziałem, że trafiłem w cel.
-każdy twój ruch, pcha cię w moje
ręce, Nath -rzuciłem i wyszedłem.
To nie było najmilsze spotkanie.
*
Do pracy dotarłem akurat przed
zamknięciem.
Meg siedziała przy wyjściu z Antylią,
piły herbatę.
Spojrzałem na zegarek. Mogliśmy już
wychodzić. Chciałem jak najszybciej zamknąć się w czterech
ścianach, aby pomyśleć.
-idziemy -rzuciłem
-chwila -odparła Meg
-idziemy -powiedziałem trochę
głośniej.
Podniosłem jej torebkę i wystawiłem
w jej kierunku dłoń.
Zdziwiona wstała i ruszyła przed
siebie.
Westchnąłem. To był najgorszy dzień
w moim życiu.
-do jutra Antylio -rzuciłem i
pośpieszyłem, za królową.
Nim zdążyłem do niej dojść, ona
siedział już w aucie.
Wsiadłem i spojrzałem w lusterko.
Nawet nie spojrzała na mnie.
-masz dziś spotkanie z matką?
-zapytałem, gdy sobie o tym przypomniałem.
-tak mam -odparła
-muszę w tym Pani towarzyszyć?
-zapytałem
Spojrzała na mnie z szeroko otwartymi
oczami.
-oczywiście, że nie -roześmiała się
-będziesz stał pod drzwiami i będziesz warował jak piesek...
-jeśli muszę -wtrąciłem się w jej
zdanie. Chyba chciała mnie zdenerwować.
-rozumiem, że będziesz grzecznie
siedział pod moimi nogami.
-zawsze -spojrzałem w lusterko.
-a wyliżesz mi buty? -zapytała i
podstawiła mi stopę w czerwonych szpilkach pod nos.
Mój mózg zaczął wariować.
Czy ta kobieta chciała wystawić moją
samokontrolę na próbę? Jeśli tak, to niech lepiej przestanie!
Zdjąłem jej buta ze stopy i położyłem
obok na siedzeniu.
-jeśli chcesz wciągnąć mnie w jakąś
swoją gierkę, to przestań -warknąłem.