Budzik zaczął brzęczeć. Leżałem
na podłodze w pokoju. Chyba nie miałem siły dojść do łóżka.
Uniosłem głowę do góry. Kac morderca, dał o sobie znać.
Za dużo wczoraj wypiłem i wypaliłem.
Musiałem jednak podnieść się z
podłogo i iść do tej cholernej pracy. Przecież byłem umówiony z
Meg. Nie wiem czy byłem dziś w stanie biegać, ale nie lubiłem
spóźniania się.
*
Podjechałem pod budynek, jej
apartament tętnił życiem. Przy wejściu minąłem dwóch młodych
mężczyzn i starszą kobietę.
-dzień dobry -odezwała się -pan to
pewnie Bartosz.
-tak -odparłem niepewnie
-jestem Jola -uśmiechnęła się do
mnie -jestem tu gospodynią
-czy Meg już wstała? -zapytałem
Kobieta spojrzała na mnie zdziwiona.
Chyba nikt jej nigdy o to nie pytał.
-śpi -odparła
-to muszę ją obudzić -westchnąłem
głośno. Przecież powinna już być gotowa!
Ruszyłem w poszukiwaniu jej sypialni.
Stew powinien mi chyba dać jeszcze
rozpiskę pomieszczeń w apartamencie. Kurde, tu można się zgubić!
Najpierw minąłem duży salon.
Rozejrzałem się. Wyglądał jakby był wyciągnięty z jakiegoś
pisemka dla dekoratorów wnętrz.
Słyszałem cały czas za sobą kroki
gosposi. Chyba nie chciała abym się zgubił.
Zatrzymałem się i spojrzałem na nią.
Wtedy zrozumiałem, ze to ona musiała ją wtedy znaleźć.
Teraz pilnowała ją jak kwoka swoje
pisklęta.
-może pani wracać do swojej pracy
-uśmiechnąłem się do niej
-wolę... nie
Podszedłem do niej i wyszeptałem do
ucha.
-nie martw się, jest w dobrych rękach.
Nic jej już nie grozi, gdy jestem przy niej -posłałem jej swój
uśmiech ruszyłem dalej szukać jej sypialni.
Muszę przyznać, że mimo złego
początku miałem szczęście. Pierwsze drzwi które otworzyłem
okazały się drzwiami do jej sypialni.
Wszedłem do środka i rozejrzałem
się. Pokoju była tylko wielka szafa, łoże i mała nocna szafka.
W porównaniu z resztą apartamentu, ten pokój wyglądał jakby
właściciel dopiero brał się za jego wykończenie.
Najbardziej jednak zdziwiło mnie łoże.
Zabudowane, bez żadnych odstających elementów. Nie było nawet
gdzie przywiązać kokardki.
I o to właśnie chodziło. Nie było
miejsca aby cokolwiek przywiązać.
Teraz widziałem pierwszą oznakę, to
co się stało
-cholera! -odwróciłem się w stronę
skąd dobiegał głos.
Spod białych drzwi, których prędzej
nie widziałem wychodziło światło.
Musiała być w łazience. Usiadłem
obok drzwi i czekałem aż wyjdzie.
Spojrzałem na zegarek. Nie lubiłem
spóźnialskich. Było już wpół do siódmej!
Wreszcie wyszła. Miała na sobie tylko
ręcznik.
-spóźniłaś się -odparłem
podnosząc się z podłogi
-O Boże! -złapała się za pierś i
oparła o ścianę.
-rozumiem, że będziesz biegać w tym
-rzuciłem patrząc wymownie na nią
-kto cię tu wpuścił? -zapytała
zakrywając się szczelniej.
-nikt. Teraz to jak decyduję, kto do
ciebie wchodzi a kto nie.
-wyjdź -odparła
masz pięć minut -rzuciłem idąc w
stronę drzwi. -jeśli nie będziesz gotowa, to pójdziesz w tym co
będziesz miała na sobie -zatrzymałem się przy drzwiach -nie lubię
spóźnialskich.
Odczekałem siedem minut. Dałem jej
dodatkowe dwie minuty. Niech wie, że jestem łaskawy. Wszedłem do
pokoju bez pukania. Siedziała na łóżku i zawiązywała buty.
Zacząłem bić jej brawo. Kolejny krok
ku lepszemu.
*
Po wepchaniu w nią śniadania
ruszyliśmy do biura. Zdążyliśmy na czas.
Od wyjścia przywitała nas
uśmiechnięta Morgan.
-witaj Morgan -uśmiechnąłem się
-witaj Bartoszu. Mów mi Antylia
-bardzo mi miło.
Odprowadziłem Meg do jej gabinetu i
ruszyłem w stronę dyżurki. Miałem nadzieję zastać tam Stewa.
Na szczęście siedział i czytał
gazetę.
-myślę, że pewnego dnia cię zabiję
-syknąłem
-też cię witam
-dałeś mi zadanie nie wykonalne
-jęknąłem
-przecież to twoja specjalność
Usiadłem obok niego i wypiłem mu całą
kawę.
Byłem wykończony psychicznie i
fizycznie.
-chcesz mi powiedzieć coś o
wczorajszym zajściu? -zapytałem
-myślałem, że ty chcesz mi coś
powiedzieć -odparł nie odrywając wzroku od gazety.
-ja? -zapytałem zdziwiony
-przecież dobrze wiemy, że sam się
wszystkiego dowiesz -roześmiał się. -ludzie w naszej profesji
dzielą się na trzy kategorie : tych co nic nie obchodzi, tych,
którym trzeba wszystko tłumaczyć tych, którzy sami się
wszystkiego dowiadują. -przerwał -dobrze wiemy do której kategorii
należysz.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
Zatrudnił mnie wiedząc, że i tak wygrzebię wszystkie brudy spod
ziemi.
-dlaczego? -zapytałem
-bo wiem, że wtedy będzie dobrze
chroniona.
-Stew...
-to czego się dowiedziałeś? -zapytał
-wszystkiego -odparłem
-więc nie muszę ci nic już tłumaczyć
-chyba
-więc wracajmy do pracy -uśmiechnął
się.
Już chciałem powiedzieć mu co o tym
wszystkim myślę, gdy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu
ukazało mi się „Ben”. Odebrałem
-Ben...
-załatwiłem ci widzenie
-kiedy
-na dziś -rzucił
-tak szybko?
-od tego się ma przyjaciół, Lou...
-dzięki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz