-Meg
-lekko ją szturchnąłem. Zero reakcji.
Stała
cała blada I wpatrywała się w kartkę.
-Meg,
cholera! -warknąłem, myślałem, że robi sobie ze mnie jaja.
-dłużej
się nie dało? -usłyszałem za sobą głos Stewa.
Nie
odpowiedziałem mu tylko wpatrywałem się dalej w Meg.
-Meg
-Stew przystanął I spojrzał na nią -co się stało?
-nie
wiem -wzruszyłem ramionami.
Stew
podszedł do nas. Spojrzał na róże I wyrwał kartkę z rąk
osłupiałej Meg.
-cholera!
-warknął -zabierz ją do matki!
-Stew,
co się dzieje? -zapytałem
-zabierz
ją do matki -odparł I zgniótł kartkę w dłoni.
Wyciągnął
telefon.
-Alicjo,
jadą do ciebie -zamilkł I przetarł oczy -Nathan -mruknął
-oczywiście.
Rozłączył
się i
spojrzał na mnie.
-czeka
na was, jedź -wymruczał i wyszedł.
Spojrzałem
na Meg. Dalej stała i wpatrywała się w swoje dłonie.
Gdzie
się podziała ta kobieta, która mnie rano przywitała?
Musiałem
ją jakoś przetransportować . Podszedłem do niej i lekko ją
pociągnąłem za rękę.
Spojrzała
na mnie przerażona. Nigdy nie ruszał mnie wzrok ludzi na wojnie.
Stacjonowałem w wielu miejscach, ale zdawało mi się, że byłem
odporny.
Może
byłem odporny TAM, ale tu jej przerażony wzrok ukuł mnie w samo
serce. Pociągnąłem ją mocniej w swoją stronę. Wpadła mi prosto
w ramiona. Nie byłem na to przygotowany. Zesztywniałem i
mechanicznie otoczyłem ją ramionami.
Nie
rozumiałem nic z tego, ale jedno było pewne PRZEPADŁEM.
*
W
drodze do domu jej matki, praktycznie leżała na tylnej kanapie.
Była skulona.
Byłem
zły, bo nikt mi nie chciał powiedzieć co się dzieje. Jak mam
chronić to dziecko, skoro nie wiem przed czym mam ją chronić.
*
Ledwo
podjechaliśmy pod dom państwa Tess, a za drzwi wyskoczyła
zdenerwowana starsza wersja Meg.
-Pani...
-zacząłem
-gdzie
ona jest?! -zapytała praktycznie krzycząc
-tu
-wskazałem palcem . Wiem, że to nie ładnie, ale byłem tak zdezorientowany, że nie wiedziałem co mam zrobić i co powiedzieć.
-wnieś
ją do środka -rozkazała.
Zrobiłem
co kazała. Wniosłem Meg do domu. Ona wtuliła twarz w zagłębienie
mojej szyi. Moje ciało zareagowało szybko. Całe się spięło i
miły dreszcz przechodził przez nie za każdym razem kiedy jej
ciepły oddech owijał moją szyję.
Mogłem
ją tak trzymać. Było mi tak przyjemnie. Nigdy się tak nie czułem
jak teraz, niosąc tą obcą kobietę w ramionach.
-połóż
ją tu -rzuciła, a ja próbowałem otrząsnąć się z tego uczucia,
które owładnęło moim ciałem -teraz możesz już iść.
-ja....
-wyjąkałem
-możesz
już iść -odparła trochę ostrzej
Ona
chyba sobie żartuje! Przecież nie mogłem jej teraz takiej zostawić!
-żartuje
sobie Pani
-nie.
Stew powinien być tu zaraz -odparła
Stałem
i patrzałem na nią oszołomiony.
-idź
już -odparła zła -Sebastian powinien cię trochę lepiej wyszkolić
-wycedził przez zęby
-nie
pracuję dla Stewa -mruknąłem
-mamo
-usłyszałem cieniutki głos.
Kobieta
spojrzała na mnie i wypchała mnie za drzwi.
-do
widzenia Panu
Stałem
osłupiały. Nie minął nawet jeden dzień, a mnie kolejna kobieta
wywala za drzwi.
Jednak
najbardziej zastanawiało mnie zachowanie Meg.
-Boże,
co jej się stało? -krzyknąłem do siebie
Musiałem
zadzwonić do Bena i sprawdzić czy ma już jakieś informacje.
To
wszystko musiało mieć związek z jakimś Nathanem.
-Ben
-rzuciłem do telefonu
-Witaj,
Lu -odparł
-masz
coś ?-zapytałem
-oj,
kochaniutki. Miałem właśnie do ciebie dzwonić -odparł
-Ben
-to
co mam dla ciebie musi być popite piwem
-Ben
-mówię
poważnie. Spotkajmy się wieczorem, tam gdzie zawsze -odparł
-Ben...
-Lu,
to co mam ci do przekazania, nie jest miłe
-dobrze
-jęknąłem i rozłączyłem się.
Wsiadłem
do auta i oparłem głowę o kierownicę. Naprawdę się martwiłem.
Ta
kobieta wywoływała we mnie takie uczucia naraz o których nie
miałem nawet zielonego pojęcia, a przecież znaliśmy się od paru
godzin!
Przepadłem
z chwilą, kiedy weszła d biura i wystawiła mnie za drzwi.
Bądźmy
poważni, przecież nawet nie była tak piękna jak Daga, ale jednym
spojrzeniem złapała mnie za serce i ścisnęła.
Chciałem teraz leżeć obok niej, a nawet robić jej za podnóżek.
Boże
chciałem robić wszystko, byłe być teraz tam z nią.
Na
samo wspomnienie jej w takim stanie i wszystko skręciło mi się w
środku. Zacisnąłem dłonie na kierownicy.
Musiałem
się dowiedzieć co doprowadziło ją do takiego stanu. Za wszelką
cenę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz