Na spotkanie z Benem spóźniłem się
15 minut. Musiałem znaleźć Dagę, która uciekła. Jednak schowała
się tak, że nie mogłem jej odnaleźć. Pozostało mi tylko czekać,
aż postanowi wrócić do domu.
Miałem uczucie jakby wszystkie kobiety
na świecie się na mnie uparły.
-stary, co tak długo? -zapytał Ben
-nie pytaj -odparłem i klepnąłem
obok niego na krzesło.
-ciężki dzień? -zapytał.
Wzruszyłem ramionami. Wziąłem jego
szklankę i opróżniłem ją w sekundę. Dawno nie piłem piwa.
-ej, ej... -zawołał Ben -poczekaj aż
coś ci pokażę.
Ben ruchem dłoni przywołał kelnerkę
i zamówił dwa kufle piwa.
-tak więc... -zacząłem
Ben położył na stoliku czerwoną
teczkę i przysunął ją w moją stronę. Po jego minie mogłem
odgadnąć to, że jest w niej coś co może mi się nie spodobać.
Na wierzchu leżały papiery, które
otrzymałem od Stewa. To mnie nie interesowało, bardziej byłem
ciekawy papierów, które leżały pod spodem.
Serce zaczęło mi walić, gdy
zobaczyłem raport z oględzin miejsca zdarzenia.
-co to jest? -zapytałem
-twoja pracodawczyni została zgwałcona
i prawie zabita -odparł
Spojrzałem na niego jakbym nie
rozumiał jego słów.
Nie wierzyłem w to co mówił.
Przecież kobietę, którą dziś rano poznałem, w ogóle nie
przypominała ofiar gwałtu. Takim kobietą ciężko jest zawierać
bliskie kontakty z facetami, a Mego pokazała mi gdzie moje miejsce.
Szybko zacząłem przeglądać resztę.
Oględziny, obdukcja, raport
prokuratora. Wszystko to pokazywało, że to co przed chwilą
usłyszałem to prawda.
-złapali ich... -zapytałem
-go
-złapali go -poprawiłem się
-tak, siedzi
-kto to jest?
-nie wiem, czy chcesz to wiedzieć
-odparł Ben.
-nie to, że nie chcę. Ja muszę!
Ben przetarł dłońmi twarz.
Coś było nie tak. Spojrzał na mnie i
napił się piwa.
-Nathan Vevrond -wymruczał i podał mi
kolejną teczkę.
Poczułem jakby ktoś uderzył mnie w
brzuch. Przecież to nie mogła być prawda!
-żartujesz sobie, prawda? -zapytałem
-otwórz
Z drżącymi dłońmi otworzyłem
teczkę. To co tam zobaczyłem poraziło mnie.
-stary też nie wierzyłem -Ben
poklepał mnie po ramieniu.
-ale jak...
-nie wiem, bracie... nie wiem -wyjąkał
-przecież tyle lat, byliśmy
najlepszymi przyjaciółmi.
-Lou...
-ty miałeś być policjantem, ja
detektywem, a on prokuratorem...
-widzisz, że życie się zmieniło
-zabiję sukinkota -uderzyłem ręką o
stół -umów mnie z nim na widzenie.
-Lou...
-nie wybaczę mu tego -szepnąłem
-zrozum...
-nie mogę mu wiecznie wybaczać!
*
Położyłem obie teczki na biurku w
gabinecie. Jeszcze nie mogłem dojść do siebie po tym co usłyszałem
od Bena.
Nie mogłem pojąc jak to się stało,
że mój najlepszy przyjaciel zmienił się w takiego potwora.
Uderzyłem pięścią o biurko.
Usiadłem na podłodze i oparłem się plecami o biurko.
Usłyszałem otwierające się drzwi
wyjściowe. To było naprawdę dziwne. To musiała być daga.
Wyszedłem z gabinetu i wpadłem na
nią.
-gdzie byłaś? -zapytałem łapiąc ją
za ramiona.
-tam gdzie ciebie nie było
-gdzie byłaś, pytałem się
-wycedziłem przez zęby
Czy to było dziwne, że kobieta, która
kiedyś wywoływała we mnie czułość, teraz budzi we mnie wstręt?
-a co cię to obchodzi? -zapytała
próbując się wyrwać.
-obchodzi. Jesteś na moim
utrzymaniu...
-oj, tatusiek się znalazł -krzyknęła
-gdzie byłaś? -zapytałem przez zęby
-pieprz się...
-chętnie -odparłem z uśmiechem
-sukinkot -rzuciła
Zacisnąłem dłonie na jej
nadgarstkach. Byłe zły. Zaczęła mnie coraz bardziej denerwować.
Modliłem się, aby ten tydzień szybko minął. Chciałbym aby ją
już zabrali.
-posłuchaj... -zacząłem
-to ty słuchaj, cioto! -krzyknęła
-jesteś najgorszym facetem na świecie i wiesz co? -zapytała -wolę
się pieprzyć z Billem niż z tobą -roześmiała mi się w twarz.
Zacisnąłem mocniej dłonie. Nie
mogłem dać się sprowokować. Ona tylko na to liczyła.
-bardzo się cieszę, że to on załapie
od ciebie jakieś świństwo, a nie ja -odparłem i zaciągnąłem ją
do jej pokoju. Odetchnąłem, gdy drzwi zatrzasnęły się za nią.
Wróciłem do gabinetu i złapałem za
butelkę whisky. Nie piłem alkoholu, ale ostatnie sytuacje mnie do
tego zmuszały. Musiałem się napić i to konkretnie.
Wygrzebałem spod sterty swoich rzeczy
paczkę papierosów. Musiałem też zapalić.
************
Ben
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz