I love you, Meg

piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział 6


Czekałem na nią przed drzwiami jej biura. Nie chciałem wchodzić do środka. I tak bardzo wylewnie się przywitaliśmy.
Nie śpieszył się jej z wyjściem, ale nie dziwiłem się, przecież spóźniła się do prac.
Usiadłem zaraz obok drzwi i wpatrywałem się w zdziwione oczy Morgan.
Spojrzałem na zegarek.
-o której kończysz? -zapytałem, dziewczyna spojrzała na mnie i zarumieniła się.
-o szesnastej -odparła, zakładając pasmo włosów za ucho.
Spojrzałem jeszcze raz na zegarek. Była już siedemnasta.
-możesz już iść -rzuciłem
-ale... -zająknęła wstając
-skończyłaś już... -zacząłem, ale przerwały mi otwierające się drzwi. Ukazała się w nich Królowa Pani.
-Antylio, trzeba to sprawdzić -powiedziała i położyła czerwoną teczkę na blacie biurka. Za nim jednak dziewczyna zdążyła za nią chwycić, wziąłem ją do ręki.
-Antylia -mówiłem powoli -zrobi to jutro -zwróciłem się w stronę dziewczyny -możesz już iść.
-co ty wyprawiasz? -krzyknęła na mnie Meg
-zapobiegam wykorzystywaniu pracowników -powiedziałem z uśmiechem
-słucham?!
-tylko mnie możesz wykorzystywać -szepnąłem
-słuchaj! -syknęła
Jeśli chciała mnie przestraszyć to, to się jej nie udało. Miałem ochotę się śmiać, ale ta cała scena trwała zbyt długo, a ja chciałem jeszcze wrócić do domu.
Złapałem ją za łokieć i zacząłem ciągnąć w stronę wyjścia.
-do widzenia Antylio -rzuciłem -idź do domu.
-słuchaj, dupku! -krzyknęła próbując wyszarpać swoją rękę z mojego uścisku.
Była za drobna, aby mogła wyrwać się z jego uścisku.
-mów mi tak dalej -roześmiałem się.
Naprawdę jej słowa mnie śmieszyły. Te obelgi, które wypadały z jej ust można było porównać do gaworzenia maleńkiego dziecka.
Otworzyłem jej drzwi z tyłu auta. Spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
-nigdy nie siedzę z tyłu -obdarzyła mnie lodowatym spojrzeniem.
-więc, od dziś będziesz -poczęstowałem ją moim najbardziej uroczym uśmiechem.
Bez słowa wsiadła, a ja zatrzasnąłem za nią drzwi. Naprawdę teraz zaczęła mnie irytować.
Usiadłem za kierownica i odpaliłem silnik. Ustawiłem lusterko. Widziałem w nim jej niezadowoloną minę.
Co chwilę spoglądałem na nią. W pewnym momencie pokazała mi środkowego palca. Odpowiedziałem jej na to uśmiechem.
-biegasz? -bardziej stwierdziłem niż zapytałem
-tak
-o której?
-zależy -odparła obojętnie
-od teraz biegamy o szóstej, a jak będzie padać to będziemy biegać wieczorami.
-chyba śnisz! -rzuciła zła -będę musiała wstać o piątej!
-masz na dziewiątą do pracy. Zdążysz zjeść śniadanie i wziąć prysznic i nie spóźnisz się do pracy.
-nie jej śniadań
-od teraz jesz
-za kogo, ty się uważasz?! -krzyknęła
-za twojego anioła stróża.
Mocno uderzyła w zagłówek mojego fotela. Roześmiałem się. Czułem jakbym miał do czynienia z rozkapryszonym dzieckiem.
-zachowujesz się jak dziecko! -krzyknąłem, gdy drugi raz uderzyła w zagłówek.
-może nim jestem! -odkrzyknęła
-rozwydrzony bachor
-idiota!
-lubisz to... -syknąłem przez zaciśnięte zęby.
Nie odezwała się do mnie.
Były straszne korki, więc byliśmy skazani na swoje towarzystwo.
Spoglądałem na nią co chwilę. Była odwrócona do mnie bokiem, ale udało mi się dostrzec łzy w jej oczach.
To mnie przybiło. Nigdy nie zdarzyło mi się, żeby jakaś kobieta przeze mnie płakała. Serce mi zamarło.
-przepraszam -wyszeptałem. Spojrzała na mnie tylko. Zero reakcji na moje słowa, chyba naprawdę powinienem paść przed nią na kolana i błagać o wybaczenie, ale jeśli to zrobię, nie zdołam dobrze jej pilnować.
Zaparkowałem na miejscu, które wykazał mi Stew. Nie zdążyłem wysiąść, a jaj już nie było w aucie.
Szła szybko z wysoko podniesioną głową. Musiałem za nią biec, aby czasem drzwi windy nie zatrzasnęły mi się przed nosem.
-jesteś moim największym wyzwaniem -rzuciłem stając obok niej w windzie
-jesteś moim największym utrapieniem -odparła
-cieszę się -uśmiechnąłem się. Ona jednak tylko skinęła głową.
Pierwsze koty za płoty. Myślę, że teraz powinno być tylko z górki. Tylko dlaczego ostatnio się mylę?!
Weszliśmy do jej apartamentów. Przy drzwiach leżały czarne róże. Prawdopodobnie ktoś musiał je zafarbować. Chwyciłem za nie za nim zdążyła to zrobić Meg, jednak to ona wyciągnęła bilecik z nich.

Otworzyła ją i nagle z jej twarzy zszedł uśmiech, zbladła. Podszedłem do niej , nawet nie drgnęła.

*************

4 komentarze:

  1. Super opowiadanie, nie mogę doczekać się kolejnej części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)
      jeśli nie czytałaś, to zapraszam do przeczytania pierwszej części;) "Meg"
      pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Świetne! Czekam na kolejny rozdział ^^
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń