(Dagmara)
Siedzę w ciemnym pokoju. Nie zapalam
światła. Nie mam ochoty widzieć tego wszystkiego co mnie tu
zastało.
Tyle razy pisywałem do matki, a ona
nawet słowem nie wspomniała, ze czuje się źle. Wróciłem do domu
i zastałem ją na wózku inwalidzkim. Złamała biodro i ciężko
było się jej poruszać o własnych siłach. A do tego jeszcze
doszła Daga.
Teraz leżałam u góry w swojej
sypialni w narkotykowym amoku.
Byłem cholernie na nią zły. Jak
mogła doprowadzić się do takiego stanu. Dziewięć miesięcy temu,
gdy wyjeżdżałem wszystko było ok. myślałem, ze sobie poradzi.
Na to wychodzi, że Nawet myślenie słabo mi wychodzi.
Dobrze, ze przynajmniej Mila nie
sprawiała kłopotów. Tyle z tego dobrego.
Spojrzałem na zegarek, była trzecia
nad ranem. Po winieniem iść się przespać, z samego rana muszę
zawieść Dagmarę na odwyk. Już czułem, ze to będzie najgorszy
dzień w moim życiu.
*
Wstałem w dość podłym nastroju.
Przeczuwałem, że to co zobaczę w pokoju Dagmary nie wprowadzi mnie
w zachwyt.
Wszedłem bez pukania i zobaczyłem ją
leżącą na środku pokoju. Pierwszą moja myślą było, ze umarła.
Podbiegłem do niej i ukląkłem.
Oddychała, obok niej zauważyłem dwie
butelki po burbonie. Teraz już wiedziałem co jej dolega.
Wkurzyłem się jeszcze bardziej.
-Dagmara! -krzyknąłem
-nie drzyj mordy, śpię -odparła
przewracając się na drugi bok.
Musiałem wziąć kilka głębokich
oddechów. Mieliśmy za trzy godziny wstawić się w ośrodku. Nikt
przecież nie przyjmie jej w takim stanie.
Podniosłem ją z podłogi.
-oj kochanie -wymamrotała -seks z
rana? -zapytała
Skrzywiłem się. Seks z nią był
ostatnią rzeczą, która przyszłaby mi teraz do głowy.
Wszedłem do łazienki i wsadziłem ją
pod prysznic. Odkręciłem zimną wodę.
-ty tępy idioto! -krzyknęła. Słabo
mnie obchodziło to co do mnie mówi. Tam gdzie byłem słyszałem
gorsze słowa pod swoim adresem.
*
Pod ośrodkiem byłem już pewny, że
to odpowiednie miejsce dla Dagi. Obiekt otoczony wysokim murem, co
nie dawało żadnego manewru do ucieczki.
Lekarz, który po nas wyszedł wydawał
się dość konkretny. Mnie nie da się oszukać.
W pamięci zapisałem jego imię i
nazwisko. W domu musiałem go sprawdzić.
Odprowadziłem Dagę do jej pokoju. Jak
dotąd zachowywała się poprawnie, ale wiedziałem, ze jak tylko
zamkną się za nami drzwi, powie co o tym wszystkim myśli.
-ty pieprzony dupku -krzyknęła
uderzając pięściami w moją klatkę piersiową.
-Daga, daj spokój -mówię do niej
spokojnie. Przyciągam ja do siebie i zamykam w ramionach. Moje ciało
się rozluźnia. Dawno nie miałem jej w ramionach. Zawsze była dla
mnie azyle, oaza na pustyni.
-nie zostawiaj mnie tu -szepcze, a ja
rozpadam się na tysiące kawałków -proszę -szlocha.
Nie wiem co mam robić. Jedna połowa
mnie wie, że muszę ją tu zostawić, a druga chce ja stąd zabrać.
-nie mogę -odpowiadam. Czuję jak jej
ciało sztywnieje -Daga -szepcze do jej ucha.
-ty dupku! -krzyczy odpychając mnie od
siebie.
-posłuchaj -próbuję ją uspokoić
-zabierz mnie stad! -krzyczy
-przecież wiesz... -nie daje mi
dokończyć. Wymierza mi policzek. Musiała użyć do tego całej
swojej siły. Prawa połowa twarzy zaczyna mnie piec. Jednak nie tam
odczuwałem ból, tylko dużo niżej. Bolało mnie serce. Mogła mnie
wyzywać od różnych, ale nie to. Moja dawna Dagmara nigdy by mnie
nie uderzyła.
To przecież już nie była ta sama
osoba.
Biorę kilka głębokich oddechów i
odwracam się do niej plecami, łapie za klamkę. Muszę stąd wyjść
i to szybko.
-Bartek -słyszę jej delikatny głos.
Moja ręka zamiera na klamce. Zamykam oczy. Czuję jak przytula się
do moich pleców. Moje serce na nowo zaczyna bić.
-przepraszam szepcze -proszę nie
zostawiaj mnie tu.
Mam ochotę pieprzyć wszystko i ja
stąd zabrać. Przecież ja kocham! Przecież nie mogę jej tu
zostawić.
Rozpływam się od środka. Zaciskam
mocniej dłoń na klamce, aby mieć kontakt z rzeczywistością.
Wolną dłoń kładę na jej rękach, które oplatają mnie w pasie.
-kocham cię słyszę. W odpowiedzi
zaciskam dłoń na jej nadgarstku.
Nikt nawet nie może siebie wyobrazić
to co czuje w tej chwili.
Musiałem wziąć się w garść. To
nie miejsce na rozklejanie się.
Złapałem mocniej za jej nadgarstek i
wyswobodziłem się z jej uścisku, otworzyłem drzwi. Musiałem
zrobić to teraz, dopóki miałem jeszcze na to siły.
Szedłem szybkim krokiem. Byłem
praktycznie już przy wyjściu z budynku, gdy usłyszałem krzyk
Dagmary.
-nienawidzę Cie! -przystanąłem.
Czułem jakbym wrósł się w ziemie. To był dla mnie straszliwy
cios.
I wtedy w tym momencie, chyba
przystanąłem ją kochać.
*******
Pierwszy rozdział :D
Na początku będzie dramatycznie, ale z czasem...
Chwilę, jednak będzie trzeba poczekać, aby "zobaczyć" Meg :D
Z czasem zobaczymy, że Meg to nie takie niewiniątko :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz