I love you, Meg

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 1

(Dagmara)


Siedzę w ciemnym pokoju. Nie zapalam światła. Nie mam ochoty widzieć tego wszystkiego co mnie tu zastało.
Tyle razy pisywałem do matki, a ona nawet słowem nie wspomniała, ze czuje się źle. Wróciłem do domu i zastałem ją na wózku inwalidzkim. Złamała biodro i ciężko było się jej poruszać o własnych siłach. A do tego jeszcze doszła Daga.
Teraz leżałam u góry w swojej sypialni w narkotykowym amoku.
Byłem cholernie na nią zły. Jak mogła doprowadzić się do takiego stanu. Dziewięć miesięcy temu, gdy wyjeżdżałem wszystko było ok. myślałem, ze sobie poradzi. Na to wychodzi, że Nawet myślenie słabo mi wychodzi.
Dobrze, ze przynajmniej Mila nie sprawiała kłopotów. Tyle z tego dobrego.
Spojrzałem na zegarek, była trzecia nad ranem. Po winieniem iść się przespać, z samego rana muszę zawieść Dagmarę na odwyk. Już czułem, ze to będzie najgorszy dzień w moim życiu.
*
Wstałem w dość podłym nastroju. Przeczuwałem, że to co zobaczę w pokoju Dagmary nie wprowadzi mnie w zachwyt.
Wszedłem bez pukania i zobaczyłem ją leżącą na środku pokoju. Pierwszą moja myślą było, ze umarła. Podbiegłem do niej i ukląkłem.
Oddychała, obok niej zauważyłem dwie butelki po burbonie. Teraz już wiedziałem co jej dolega.
Wkurzyłem się jeszcze bardziej.
-Dagmara! -krzyknąłem
-nie drzyj mordy, śpię -odparła przewracając się na drugi bok.
Musiałem wziąć kilka głębokich oddechów. Mieliśmy za trzy godziny wstawić się w ośrodku. Nikt przecież nie przyjmie jej w takim stanie.
Podniosłem ją z podłogi.
-oj kochanie -wymamrotała -seks z rana? -zapytała
Skrzywiłem się. Seks z nią był ostatnią rzeczą, która przyszłaby mi teraz do głowy.
Wszedłem do łazienki i wsadziłem ją pod prysznic. Odkręciłem zimną wodę.
-ty tępy idioto! -krzyknęła. Słabo mnie obchodziło to co do mnie mówi. Tam gdzie byłem słyszałem gorsze słowa pod swoim adresem.
*
Pod ośrodkiem byłem już pewny, że to odpowiednie miejsce dla Dagi. Obiekt otoczony wysokim murem, co nie dawało żadnego manewru do ucieczki.
Lekarz, który po nas wyszedł wydawał się dość konkretny. Mnie nie da się oszukać.
W pamięci zapisałem jego imię i nazwisko. W domu musiałem go sprawdzić.
Odprowadziłem Dagę do jej pokoju. Jak dotąd zachowywała się poprawnie, ale wiedziałem, ze jak tylko zamkną się za nami drzwi, powie co o tym wszystkim myśli.
-ty pieprzony dupku -krzyknęła uderzając pięściami w moją klatkę piersiową.
-Daga, daj spokój -mówię do niej spokojnie. Przyciągam ja do siebie i zamykam w ramionach. Moje ciało się rozluźnia. Dawno nie miałem jej w ramionach. Zawsze była dla mnie azyle, oaza na pustyni.
-nie zostawiaj mnie tu -szepcze, a ja rozpadam się na tysiące kawałków -proszę -szlocha.
Nie wiem co mam robić. Jedna połowa mnie wie, że muszę ją tu zostawić, a druga chce ja stąd zabrać.
-nie mogę -odpowiadam. Czuję jak jej ciało sztywnieje -Daga -szepcze do jej ucha.
-ty dupku! -krzyczy odpychając mnie od siebie.
-posłuchaj -próbuję ją uspokoić
-zabierz mnie stad! -krzyczy
-przecież wiesz... -nie daje mi dokończyć. Wymierza mi policzek. Musiała użyć do tego całej swojej siły. Prawa połowa twarzy zaczyna mnie piec. Jednak nie tam odczuwałem ból, tylko dużo niżej. Bolało mnie serce. Mogła mnie wyzywać od różnych, ale nie to. Moja dawna Dagmara nigdy by mnie nie uderzyła.
To przecież już nie była ta sama osoba.
Biorę kilka głębokich oddechów i odwracam się do niej plecami, łapie za klamkę. Muszę stąd wyjść i to szybko.
-Bartek -słyszę jej delikatny głos. Moja ręka zamiera na klamce. Zamykam oczy. Czuję jak przytula się do moich pleców. Moje serce na nowo zaczyna bić.
-przepraszam szepcze -proszę nie zostawiaj mnie tu.
Mam ochotę pieprzyć wszystko i ja stąd zabrać. Przecież ja kocham! Przecież nie mogę jej tu zostawić.
Rozpływam się od środka. Zaciskam mocniej dłoń na klamce, aby mieć kontakt z rzeczywistością. Wolną dłoń kładę na jej rękach, które oplatają mnie w pasie.
-kocham cię słyszę. W odpowiedzi zaciskam dłoń na jej nadgarstku.
Nikt nawet nie może siebie wyobrazić to co czuje w tej chwili.
Musiałem wziąć się w garść. To nie miejsce na rozklejanie się.
Złapałem mocniej za jej nadgarstek i wyswobodziłem się z jej uścisku, otworzyłem drzwi. Musiałem zrobić to teraz, dopóki miałem jeszcze na to siły.
Szedłem szybkim krokiem. Byłem praktycznie już przy wyjściu z budynku, gdy usłyszałem krzyk Dagmary.
-nienawidzę Cie! -przystanąłem. Czułem jakbym wrósł się w ziemie. To był dla mnie straszliwy cios.

I wtedy w tym momencie, chyba przystanąłem ją kochać.

*******
Pierwszy rozdział :D
Na początku będzie dramatycznie, ale z czasem... 
Chwilę, jednak będzie trzeba poczekać, aby "zobaczyć" Meg :D
Z czasem zobaczymy, że Meg to nie takie niewiniątko :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz