Po przyjeździe do domu usiadłem na
schodach werandy. Nie chciałem jeszcze wchodzić do domu. Musiałem
przemyśleć parę rzeczy.
Po pierwsze nie mogłem teraz wyjechać,
musiałem zostać.
Po drugie, musiałem znaleźć pracę.
Z czegoś musimy się utrzymać.
Po trzecie... a po trzecie miałem
ochotę się zabić!
-Bartek -usłyszałem nad głową głos
Mili.
Nic nie odpowiedziałem, tylko
poklepałem miejsce obok siebie. Mila usiadła i przytuliła się do
mojego ramienia.
-będzie dobrze -szepnęła
-mam nadzieję -odparłem.
Przez resztę dnia byłem nieobecny
duchowo. Cały czas po mojej głowie chodziły słowa, które
usłyszałem od Dagi. Nie mogłem po prostu dojść do siebie.
Powiedziała, że mnie nienawidzi... a
to nie pasowało do kobiety, którą kochałem, która mnie kochała.
*
Obudziłem się dość wcześnie. Mimo
praktycznie nie przespanej nocy, byłem wyspany, ale byłem do tego
przyzwyczajony.
Ranek zacząłem od biegania. Podczas
biegu lepiej mi się myślało.
Biegałem już godzinę, a nawet nie
poczułem zmęczenia.
Postanowiłem, ze przebiegnę się
jeszcze raz dookoła parku.
Byłem już przy wyjściu z parku,
kiedy obok mnie przebiegła ciemnowłosa nimfa. Odwróciłem się w
jej kierunku i biegłem tyłem. Mój wzrok podążał za ruchem jej
bioder. Czułem się jak pod wpływem hipnozy. Ostatecznie potknąłem
się i wylądowałem na tyłkiem na ziemi.
Czułem się jak młodziutki samczyk
oglądający się za dziewczęcą spódniczką.
Pokręciłem głową i wstałem z
zmieni. Otrzepałem się. Z uśmiechem spojrzałem na kobiety
przyglądające misie. O tak musiałem zrobić niezły występ.
Skłoniłem się i wyszedłem z parku.
W połowie drogi do domu zadzwonił mój telefon.
-Tomlinson -rzuciłem
-Lu -usłyszałem dobrze znany mi głos
-Stew -odparłem z uśmiechem.
-słyszałem, że szukasz pracy -rzucił
-a skąd słyszałeś? -zapytałem
przyjaciela.
Dobrze wiedziałem, że Stew ma
wszędzie znajomości i potrafi dowiedzieć się przedziwnych rzeczy
o ludziach, a jak nie mógł to dzwonił do mnie.
-ptaszki ćwierkały -odparł
-spotkajmy się
-dobra. Dam ci znać jak będę mógł...
-znajdę cię... -odparł i rozłączył
się.
Tak ten człowiek znalazłby nawet
robaka w dziurze.
-znajdę cię -powtórzyłem po nim
-zapraszam -odprychnąłem.
Resztę drogi do domu przeszedłem. Nie
miałem już siły biec. Traciłem kondycje, albo po prostu się
starzałem. To na pewno.
-trzydzieści lat minęło... jak jeden
sen -zanuciłem sobie pod nosem.
Wtedy przypomniałem sobie o mamie i o
jej wizycie u lekarza.
-powinienem kupić auto -mruknęłam
-przynajmniej nie musiałbym płacić za taksówkę.
W domu wziąłem prysznic i przebrałem
się.
Gdy zeszedłem, mama była już gotowa
i czekała na mnie w korytarzu.
Byłem na siebie zły, nie było mnie
przy niej, gdy uległa wypadkowi.
Biedna Mila, wszystko spadło na nią,
bo na Dagę nie było co liczyć. Zacisnąłem dłonie w pięść.
Ogarniała mnie coraz większa złość.
Nie wiem co się ze mną działo, byłem przecież zawsze oazą
spokoju.
W poczekalni było tłocznie,
manewrowanie wózkiem inwalidzkim pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi
byto trudne.
-przepraszam, przepraszam.. -już nie
wiem ile razy to powtarzałem.
-Bartek, kochanie -usłyszałem głos
mamy
-co się stało mamo? -zapytałem
-możesz iść. Dam sobie już radę
-powiedziała
-chyba sobie żartujesz -odparłem
-zostaję
I chyba dobrze, że zostałem.
Przynajmniej wiedziałem dokładnie co dolega mamie.
-pańska mama ma swój wiek, Panie
Tomlinson -mówił lekarz -najlepiej jakby jednak poruszała się na
wózku, ale spacerki są dozwolone -dodał
Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę w
jaki wieku jest mama.
-przecież miała już 65 lat
-wyszeptałem do siebie. Mój brata miałby teraz 43 lata.
Przystanąłem porażony tym
wspomnieniem. Nagle ludzie wokół mnie zniknęli, znowu byłem na
tej przeklętej łące przy tej rzece. Poczułem jak do ust napływa
mi woda. Zachłysnąłem się, nie mogłem złapać powietrza.
Poczułem mocne szarpnięcie i wróciłem
do teraźniejszości.
-przepraszam -szepnęła kobiet, która
mnie potrąciła.
-nic się nie stało -odparłem lekko
zachrypniętym głosem.
Potarłem czoło i poszedłem w
kierunku wyjścia. To nie był najlepszy moment na takie wspomnienia.
Ostatnio żaden moment nie był dobry na wspomnienia.
-ogarnij się -szepnąłem do siebie.
Kutwa, coraz częściej mówiłem sam
do siebie, chyba powinienem iść z tym do jakiegoś lekarza, od
głowy.
-Bartusiu -gdzieś z tłumu wyłonił
się głos mojej matki -tu jestem! -spojrzałem w kierunku skąd
dochodził głos.
Mama stała obok jakiejś starszej
kobiety, która opierała się o laskę. Podchodząc bliżej
rozpoznałem w niej przyjaciółkę matki z dawnych lat. Miałem
wrażenie, że już się nie spotykają, ale widocznie się myliłem.
*****
bohaterowie/obasada jak wam się podoba moja propozycja jak mogli by wyglądać bohaterowie opowiadania?
jeśli macie jakieś swoje propozycję, piszcie!!!
**
przepraszam za błędy -pisałam szybko na telefonie :/
*****
bohaterowie/obasada jak wam się podoba moja propozycja jak mogli by wyglądać bohaterowie opowiadania?
jeśli macie jakieś swoje propozycję, piszcie!!!
**
przepraszam za błędy -pisałam szybko na telefonie :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz