I love you, Meg

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 2


Po przyjeździe do domu usiadłem na schodach werandy. Nie chciałem jeszcze wchodzić do domu. Musiałem przemyśleć parę rzeczy.
Po pierwsze nie mogłem teraz wyjechać, musiałem zostać.
Po drugie, musiałem znaleźć pracę. Z czegoś musimy się utrzymać.
Po trzecie... a po trzecie miałem ochotę się zabić!
-Bartek -usłyszałem nad głową głos Mili.
Nic nie odpowiedziałem, tylko poklepałem miejsce obok siebie. Mila usiadła i przytuliła się do mojego ramienia.
-będzie dobrze -szepnęła
-mam nadzieję -odparłem.
Przez resztę dnia byłem nieobecny duchowo. Cały czas po mojej głowie chodziły słowa, które usłyszałem od Dagi. Nie mogłem po prostu dojść do siebie.
Powiedziała, że mnie nienawidzi... a to nie pasowało do kobiety, którą kochałem, która mnie kochała.
*
Obudziłem się dość wcześnie. Mimo praktycznie nie przespanej nocy, byłem wyspany, ale byłem do tego przyzwyczajony.
Ranek zacząłem od biegania. Podczas biegu lepiej mi się myślało.
Biegałem już godzinę, a nawet nie poczułem zmęczenia.
Postanowiłem, ze przebiegnę się jeszcze raz dookoła parku.
Byłem już przy wyjściu z parku, kiedy obok mnie przebiegła ciemnowłosa nimfa. Odwróciłem się w jej kierunku i biegłem tyłem. Mój wzrok podążał za ruchem jej bioder. Czułem się jak pod wpływem hipnozy. Ostatecznie potknąłem się i wylądowałem na tyłkiem na ziemi.
Czułem się jak młodziutki samczyk oglądający się za dziewczęcą spódniczką.
Pokręciłem głową i wstałem z zmieni. Otrzepałem się. Z uśmiechem spojrzałem na kobiety przyglądające misie. O tak musiałem zrobić niezły występ.
Skłoniłem się i wyszedłem z parku. W połowie drogi do domu zadzwonił mój telefon.
-Tomlinson -rzuciłem
-Lu -usłyszałem dobrze znany mi głos
-Stew -odparłem z uśmiechem.
-słyszałem, że szukasz pracy -rzucił
-a skąd słyszałeś? -zapytałem przyjaciela.
Dobrze wiedziałem, że Stew ma wszędzie znajomości i potrafi dowiedzieć się przedziwnych rzeczy o ludziach, a jak nie mógł to dzwonił do mnie.
-ptaszki ćwierkały -odparł -spotkajmy się
-dobra. Dam ci znać jak będę mógł...
-znajdę cię... -odparł i rozłączył się.
Tak ten człowiek znalazłby nawet robaka w dziurze.
-znajdę cię -powtórzyłem po nim -zapraszam -odprychnąłem.
Resztę drogi do domu przeszedłem. Nie miałem już siły biec. Traciłem kondycje, albo po prostu się starzałem. To na pewno.
-trzydzieści lat minęło... jak jeden sen -zanuciłem sobie pod nosem.
Wtedy przypomniałem sobie o mamie i o jej wizycie u lekarza.
-powinienem kupić auto -mruknęłam -przynajmniej nie musiałbym płacić za taksówkę.
W domu wziąłem prysznic i przebrałem się.
Gdy zeszedłem, mama była już gotowa i czekała na mnie w korytarzu.
Byłem na siebie zły, nie było mnie przy niej, gdy uległa wypadkowi.
Biedna Mila, wszystko spadło na nią, bo na Dagę nie było co liczyć. Zacisnąłem dłonie w pięść.
Ogarniała mnie coraz większa złość. Nie wiem co się ze mną działo, byłem przecież zawsze oazą spokoju.

W poczekalni było tłocznie, manewrowanie wózkiem inwalidzkim pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi byto trudne.
-przepraszam, przepraszam.. -już nie wiem ile razy to powtarzałem.
-Bartek, kochanie -usłyszałem głos mamy
-co się stało mamo? -zapytałem
-możesz iść. Dam sobie już radę -powiedziała
-chyba sobie żartujesz -odparłem -zostaję
I chyba dobrze, że zostałem. Przynajmniej wiedziałem dokładnie co dolega mamie.
-pańska mama ma swój wiek, Panie Tomlinson -mówił lekarz -najlepiej jakby jednak poruszała się na wózku, ale spacerki są dozwolone -dodał
Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę w jaki wieku jest mama.
-przecież miała już 65 lat -wyszeptałem do siebie. Mój brata miałby teraz 43 lata.
Przystanąłem porażony tym wspomnieniem. Nagle ludzie wokół mnie zniknęli, znowu byłem na tej przeklętej łące przy tej rzece. Poczułem jak do ust napływa mi woda. Zachłysnąłem się, nie mogłem złapać powietrza.
Poczułem mocne szarpnięcie i wróciłem do teraźniejszości.
-przepraszam -szepnęła kobiet, która mnie potrąciła.
-nic się nie stało -odparłem lekko zachrypniętym głosem.
Potarłem czoło i poszedłem w kierunku wyjścia. To nie był najlepszy moment na takie wspomnienia. Ostatnio żaden moment nie był dobry na wspomnienia.
-ogarnij się -szepnąłem do siebie.
Kutwa, coraz częściej mówiłem sam do siebie, chyba powinienem iść z tym do jakiegoś lekarza, od głowy.
-Bartusiu -gdzieś z tłumu wyłonił się głos mojej matki -tu jestem! -spojrzałem w kierunku skąd dochodził głos.

Mama stała obok jakiejś starszej kobiety, która opierała się o laskę. Podchodząc bliżej rozpoznałem w niej przyjaciółkę matki z dawnych lat. Miałem wrażenie, że już się nie spotykają, ale widocznie się myliłem.

*****
bohaterowie/obasada jak wam się podoba moja propozycja jak mogli by wyglądać bohaterowie opowiadania?
jeśli macie jakieś swoje propozycję, piszcie!!!
**
przepraszam za błędy -pisałam szybko na telefonie :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz