Rozdział 5
W
domu szybko ubrałam się w garsonkę. Miałam ich trzy, wszystkie na
spotkania z matką i jej przyjaciółkami. Panowała tam dość
sztywna atmosfera, mało kto wytrzymywał długo, ale jak chciało
się być kimś to trzeba było być na spotkaniach u mojej kochanej
mamusi. Ja przychodziłam tam tylko z uprzejmości i spoglądałam z
dużymi oczami jak większość kobiet wchodziło mojej matce w d*.
Tak
jak zapowiedział Bartek, przed drzwiami czekał na mnie Sebastian.
Miał dość przerażoną minę.
-dobrze,
że Pani się znalazła, baliśmy się...
-nie
martw się... musimy się spieszyć -wyszeptałam i ruszyłam w
stronę samochodu.
Tak
jak przepuszczałam, matka z salonu w domu zrobiła kawiarenkę. Po
całym salonie przemieszczały się kobiety w różnego rodzaju
garsonkach. A najbardziej śmieszył mnie ich chód. Chodziły jakby
chciały do łazienki.
Za
nim matka weszła, ja już ją poczułam. Chłód i perfumy emanowały
od niej z paru metrów. Zawsze miałam wrażenie, że ona nigdy się
nie starzeje. Za każdym razem wygląda młodziej.
-mamo...
-wzdycham
-Megan!
Już myślałam, że nie przyjdziesz -przytula się do mnie, a ja
czuję przytulające się do mnie kości. Na usta ciśnie mi się
pytanie: Ty coś w ogóle jesz?!
Kolacja
przebiega drętwo, jak zawsze. Nikt się nie odzywał jeśli matka na
to nie pozwoliła.
Cieszyłam
się, gdy już mogłam wyjść. Matka odprowadziła mnie do drzwi,
ale nie pozwoliła mi wyjść.
-Meg...
coś jest nie tak? -zapytała
-wszystko
ok.
-myślę,
że powinnaś pójść do lekarza, martwię się o ciebie...
Chciałam
już odpowiedzieć, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. Matka otworzyła
drzwi. Stał w nich Bartosz. Wpatrywał się w nas jakby nie
zrozumiał co my tu robimy.
-dobry
wieczór -wyszeptał
-tak...
bardzo dobry -wyszeptała matka. Nagle zrobiła się jak milusia
kotka. Puściła moją rękę i podeszła do Bartka. Dotknęła jego
ramienia -bardzo się cieszę, że widzę cię Bartoszu.
-mnie
również miło Panią widzieć -spojrzał na mnie -już jest Pani
gotowa do wyjścia?
-tylko
wezmę płaszcz. -wyszeptałam ruszając w stronę szafy, gdzie
zostawiłam płaszcz. Bartek jednak mnie uprzedził. Otworzył szafę
i wyciągnął mój płaszcz, a raczej wygrzebał z rzuconych tam
płaszczy.
wracam
do domu, czuję się wyzwolona i odprężona. Dziś nie mam ochoty na
więcej, obiecałam mamie zakupy jutro.
Spoglądam
w przednie lusterko auta. Napotykam chłodne spojrzenie Bartka.
-nie
lubisz mnie?? -pytam i dziwnie się, że w ogóle takie coś wyszło
z moich ust. Dziś wypiłam więcej niż zawsze, może to przez to.
Patrzę
na niego i widzę zdziwienie, zawstydzenie. Gdzie podziały się te
zimne oczy. Nagle czuję gwałtowne hamowanie, lecę lekko do przodu.
Podnoszę wzrok i widzę, że stoimy za ciężarówką, która też
stoi w dziwnej „pozie”
-przepraszam
-rzuca Bartek i znowu widzę tą „stalową” twarz.
patrzę
przed siebie i widzę zbliżającego się do nas kierowcę
ciężarówki. Puka w okno
-nic
się wam nie stało? -pyta -przed nami zdarzył się wypadek. hmmm
radzę zawrócić -podnosi się i patrzy za nas -albo i nie…
odwracam
się i widzę sznur aut za nami. Słyszę nagle syreny: policja,
karetka, straż pożarna. Opadam z sił, patrzę na zegarek, dochodzi
4 rano. Nawet o tej porze zdarzają się wypadki.
Pół
godziny później powieki mi opadają i usypiam.
rozglądam
się powoli, szybko odkrywam pościel. JESTEM W SAMEJ BIELIŹNIE,
przełykam głośno ślinę. Oszalałam chyba, czyżby mi się to
śniło.
Po
śniadaniu szybko się ubrałam i ruszyłam w stronę windy, gdzie
czekał już na mnie Bartek. Z jego twarzy nie można było nic
odczytać.
-dzień
dobry -szepnął, kiwnęłam głową
W
holu czekała już moja mama. Nie wyglądała jakoś najlepiej.
Cienie pod oczyma, makijaż nawet nie potrafił tego ukryć. Gdzie
się podziała piękna kobieta z którą rozmawiała wczoraj?!
-kochanie,
wyglądasz ślicznie -rzuciła moja matka’
-o
Tobie bym tego nie powiedział
-wezwali
mnie nad ranem do szpitala. Wypadek, 3 osoby zmarły, 5 w krytycznym
stanie. -spojrzałam na Bartka, nawet na mnie nie patrzał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz