Rozdział 2
Odkładam słuchawkę i wychodzę
szybko z kawiarni i nabieram dużo powietrza w płuca. Wreszcie mogę
oddychać i wzbiera mi się na wymioty.
Usiadłam na schodkach i rozprostowałam
nogi. Moje mięśnie jeszcze nie doszły do siebie, po tak morderczym
wyczynie.
Przed schodami zatrzymuje się czarny
mercedes. Mrużę oczy. Gdy wysiadł z niego Bartek otwieram szeroko
oczy. Ma na sobie krótkie spodenki i koszulkę z krótkim rękawem,
całość dopełniały japonki. Gdzie się podziały jego buty i
garnitur.
Ściągnął okulary i podszedł do
mnie, nic nie mówiąc wyciągnął dłoń i pomógł mi się
podnieść. Ciągnie mnie w stronę auta, otwiera drzwi i wpycha mnie
do środka. Sam siada obok, nie odzywa się. Jak zawsze, wygląda
jakby był zły. Nigdy nie mogę odgadnąć czym go wkurzam. Mam
wrażenie, że denerwuje go sama moja obecność.
-kazałem Antyli przełożyć Twoje
spotkanie, więc masz jeszcze godzinę -powiedział twardym głosem i
zacisnął dłonie na kierownicy.
-dziękuję -odpieram. Trochę dziwnie
się czuję. Nigdy nie siedziałam obok niego w aucie. Widziałam
każdą ryskę na jego twarzy. Widziałam jak przechodzą przez jego
twarz triki nerwowe.
W aucie panowała cisza, dziś to
bardzo mnie krępowało. Chciałam włączyć muzykę, sięgnęłam
dłonią do radia. Bartek szybko zareagował i złapał mnie za
nadgarstek. Odłożył moją rękę na mojej nodze. Zacisnęłam
pięść, przeszedł mnie dreszcz. Poczułam, że sztywnieje.
Odwróciłam głowę w stronę bocznego okna. Zaczęłam liczyć, aby
się uspokoić. Jeden, dwa, trzy... zesztywniało mi całe ciało.
Nie mogłam już liczyć. Wszystkie moje myśli krążyły już
wokół jednej sprawy.
On też zaciskał dłonie na moich
nadgarstkach, on też patrzał na mnie gniewnie.... nagle poczułam
mocne szarpnięcie. Poczułam, że brakuje mi powietrza w płucach.
-cholera -wyrzucił z siebie Bartosz.
Wyszedł z auta i podszedł do stojącej na chodniku kobiety. Za
bardzo huczało mi w uszach, aby słyszeć o czym dyskutują. Widać
było, że Bartek był dość zdenerwowany. Z szybkością wiatru
gestykulował rękoma. Kobieta patrzała na niego gniewnie, a na
koniec wskazała na mnie palcem.
-... a ta dziwka, to co? -usłyszałam.
Ciało zaczęło mnie mrowić. Tylko jedna osoba tak na mnie mówiła.
Wzięłam kilka głębszych wdechów. Myślałam, że zaraz zwariuję.
-nie mów tak na nią!!! -jego krzyk
obudziłby nawet umarłego.
Kobieta wbiła we mnie wzrok, zrobiła
taki ruch jakby chciała do mnie podejść, ale Bartek złapał ją
za ramię i unieruchomił. Później lekko pchnął ją w stronę
parku. Poczekał jak odejdzie i wrócił do auta. Wsiadł i
ruszyliśmy. Nic nie mówił, a ja nie pytałam.
Wprowadził mnie do apartamentu, w
którym mieszkałam. Poszłam do swojej sypialni, a on do biura,
gdzie spędzał czas, gdy byłam w domu.
Wzięłam szybki prysznic i zaczęłam
się ubierać. Włożyłam sukienkę ołówkową, zapinaną z tyłu.
Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że nie ma Pani Joasi. Nie miałam
już czasu aby się przebrać. Wzięłam żakiet i wyszłam do
salonu, tak już na mnie czekał Bartosz. Był ubrany w garnitur i
białą koszule.
-przecież masz wolne -powiedziałam
-już nie odparł -powiedział,
poprawiając krawat. Skinęłam głową i ruszyłam przed siebie
-pomogę Pani. -zatrzymałam się nie wiedząc o co chodzi.
-słucham?
-sukienka -całkowicie zapomniałam o
tej przeklętej sukience. Bartosz podszedł do mnie i powoli zaczął
zapinać mi sukienkę. -gotowe.
W biurze znalazłam się piętnaście
minut przed czasem. W holu złapała mnie Antylia, moja osobista
asystentka.
-gdzie byłaś ? Szukaliśmy Cię
-biegałam..
-tyle czasu?
-tak
-”B” Cię przywiózł? -zapytała
-tak
-myślałam, że rozniesie całe
wydawnictwo!
-on tu był?
-oczywiście, myśleliśmy że zabije
Sebastiana, gdy się dowiedział, że mu zginęłaś. -westchnęłam
-Meg ostatnio jesteś dość przygnębiona -zaczęła -myślę, że
powinnaś pójść do lekarza. -machnęłam ręką i weszłam do sali
konferencyjnej. Nie chciałam tego słuchać, za każdym razem gdy
przychodziły te dni, kazano mi iść do lekarza.
W sali czekało na mnie troje ludzi.
Dwóch mężczyzn i kobieta. Kobieta siedziała skulona pomiędzy
potężnymi mężczyznami. Od razu domyśliłam się, że to ona musi
być autorką książki, którą chcę wydać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz