Rozdział 12
-wkurzasz mnie -wycedził przez zęby.
Odważyłam się i spojrzałam w jego
oczy. Nie dojrzałam w nich już gniewu, a po jego mowie ciała można
było poznać, że jest poirytowany.
Miałam jednak tak ściśnięte gardło,
że nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
-chodźmy stąd, Meg -wyszeptał,
prostując się -nie powinniśmy być tak na widoku -rozejrzałam
się. Staliśmy w jakimś czarnym zaułku. Żadnej żywej duszy.
-czemu? Przecież...
-wyjaśnię ci wszytko jak będziemy
już w czterech ścianach -zesztywniałam.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
To wszystko zaczynało być bardzo dziwne. Jednak pozwoliłam się
zaciągać do jego auta. Posadziła mnie obok siebie. To było dość
dziwne uczucie.
Długo jechaliśmy. Zatrzymaliśmy się
przed jakimś starym budynkiem, który nie był ani moim ani jego
domem.
Znowu ogarnął mnie strach. Zaciągnął
mnie w jakieś dziwne miejsce.
-nie bój się -powiedział, jakby
czytał mi w myślach -jesteśmy pod moim biurem -powiedział i
wysiadł z auta. Obszedł je dookoła i otworzył mi drzwi -proszę
-podał mi dłoń. Wahałam się, bo każdy jego dotyk doprowadzał
mnie do dziwnych dreszczy. Nie podobało mi się to.
Ostatecznie podałam mu dłoń i
weszliśmy do budynku.
Miałam ochotę usiąść, gdy
zobaczyłam jego wnętrze. Z zewnątrz zapadająca się rudera a w
środku pałac!
-zapomniałem ci podziękować za pomoc
mojej siostrze...
-nie ma za co -odparłam i usiadłam na
kanapie
-Meg, chodź -spojrzałam na niego.
-wolałbym, żebyśmy porozmawiali u
góry -dopiero wtedy zobaczyłam siedzącą w kącie dziewczynę.
Pozwoliłam poprowadzić się po
schodach do góry. Prowadziły one tylko do jednych drzwi. Bartek
wyciągnął klucz i otworzył drzwi. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam
pomieszczenie. Myślałam, że trzyma tu „miliony” dlatego zamyka
to pomieszczenie na klucz, a okazało się nawet nie umeblowane.
Ściany były pokryte ciemno-krwistą farbą.
-czy tu kiedyś był jakiś klub z
striptizem? -zapytałam
-czemu? -zapytał przynosząc dwa
krzesła
-hmmm -odparłam pokazując ściany.
-szczerze to nie wiem co miał na myśli
poprzedni właściciel -powiedział -usiądź proszę.
Usiadłam na jednym z krzeseł, które
przyniósł, Bartek zrobił to samo.
-zamieniam się w słuch -powiedziałam
Bartek nachylił się w moją stronę.
Dzieliło nas kilka centymetrów. Jakbym się lekko pochyliła w jego
stronę, to nasze usta by się złączyły.
-najpierw powiem ci coś nie miłego
-powiedział
-nic innego z twoich ust nie wychodzi w
moim kierunku -dodałam
Bartek jeszcze bardziej się przysunął.
Teraz dzieliły nas milimetry. Przełknęłam ślinę i byłam tego
pewna, że to usłyszał.
Dotknął serduszka na mojej szyi i się
uśmiechnął, ale nagle jego twarz zrobiła się poważna.
-Nathan Vevmond wyszedł z więzienia
-powiedział praktycznie nie słyszalnym głosem.
Mrugnęłam kilka razy oczami. Miałam
wrażenie, że się przesłyszałam.
O czy on w ogóle do mnie mówił.
Przecież nie miał o niczym zielonego pojęcia!
-proszę? -wyjąkałam
-twoja mama przed dwoma tygodniami do
mnie zadzwoniła i poprosiła...
Nie słuchałam go, nagle powoli
zaczęło do mnie dochodzić to co powiedział. Nathan wyszedł!
Wstałam gwałtownie. Musiałam
pochodzić.
Wtedy przed oczami zrobiło mi się
ciemno.
*********
zaglądajcie do mnie na facebook'u
facebook.com/yasmina.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz