I love you, Meg

piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 12





Rozdział 12


-wkurzasz mnie -wycedził przez zęby.
Odważyłam się i spojrzałam w jego oczy. Nie dojrzałam w nich już gniewu, a po jego mowie ciała można było poznać, że jest poirytowany.
Miałam jednak tak ściśnięte gardło, że nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
-chodźmy stąd, Meg -wyszeptał, prostując się -nie powinniśmy być tak na widoku -rozejrzałam się. Staliśmy w jakimś czarnym zaułku. Żadnej żywej duszy.
-czemu? Przecież...
-wyjaśnię ci wszytko jak będziemy już w czterech ścianach -zesztywniałam.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. To wszystko zaczynało być bardzo dziwne. Jednak pozwoliłam się zaciągać do jego auta. Posadziła mnie obok siebie. To było dość dziwne uczucie.
Długo jechaliśmy. Zatrzymaliśmy się przed jakimś starym budynkiem, który nie był ani moim ani jego domem.
Znowu ogarnął mnie strach. Zaciągnął mnie w jakieś dziwne miejsce.
-nie bój się -powiedział, jakby czytał mi w myślach -jesteśmy pod moim biurem -powiedział i wysiadł z auta. Obszedł je dookoła i otworzył mi drzwi -proszę -podał mi dłoń. Wahałam się, bo każdy jego dotyk doprowadzał mnie do dziwnych dreszczy. Nie podobało mi się to.
Ostatecznie podałam mu dłoń i weszliśmy do budynku.
Miałam ochotę usiąść, gdy zobaczyłam jego wnętrze. Z zewnątrz zapadająca się rudera a w środku pałac!
-zapomniałem ci podziękować za pomoc mojej siostrze...
-nie ma za co -odparłam i usiadłam na kanapie
-Meg, chodź -spojrzałam na niego.
-wolałbym, żebyśmy porozmawiali u góry -dopiero wtedy zobaczyłam siedzącą w kącie dziewczynę.
Pozwoliłam poprowadzić się po schodach do góry. Prowadziły one tylko do jednych drzwi. Bartek wyciągnął klucz i otworzył drzwi. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam pomieszczenie. Myślałam, że trzyma tu „miliony” dlatego zamyka to pomieszczenie na klucz, a okazało się nawet nie umeblowane. Ściany były pokryte ciemno-krwistą farbą.
-czy tu kiedyś był jakiś klub z striptizem? -zapytałam
-czemu? -zapytał przynosząc dwa krzesła
-hmmm -odparłam pokazując ściany.
-szczerze to nie wiem co miał na myśli poprzedni właściciel -powiedział -usiądź proszę.
Usiadłam na jednym z krzeseł, które przyniósł, Bartek zrobił to samo.
-zamieniam się w słuch -powiedziałam
Bartek nachylił się w moją stronę. Dzieliło nas kilka centymetrów. Jakbym się lekko pochyliła w jego stronę, to nasze usta by się złączyły.
-najpierw powiem ci coś nie miłego -powiedział
-nic innego z twoich ust nie wychodzi w moim kierunku -dodałam
Bartek jeszcze bardziej się przysunął. Teraz dzieliły nas milimetry. Przełknęłam ślinę i byłam tego pewna, że to usłyszał.
Dotknął serduszka na mojej szyi i się uśmiechnął, ale nagle jego twarz zrobiła się poważna.
-Nathan Vevmond wyszedł z więzienia -powiedział praktycznie nie słyszalnym głosem.
Mrugnęłam kilka razy oczami. Miałam wrażenie, że się przesłyszałam.
O czy on w ogóle do mnie mówił. Przecież nie miał o niczym zielonego pojęcia!
-proszę? -wyjąkałam
-twoja mama przed dwoma tygodniami do mnie zadzwoniła i poprosiła...
Nie słuchałam go, nagle powoli zaczęło do mnie dochodzić to co powiedział. Nathan wyszedł!
Wstałam gwałtownie. Musiałam pochodzić.

Wtedy przed oczami zrobiło mi się ciemno.

*********
zaglądajcie do mnie na facebook'u
facebook.com/yasmina.org

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz