I love you, Meg

czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 11



Rozdział 11



Rano poszłam pobiegać, bardzo mnie zdziwiło to, że nikogo ze mną nie wysłano. Zawsze co rano biegał ze mną Sebastian, a dziś otworzył mi tylko drzwi i życzył miłego biegania. Od kiedy tak mnie po prostu puszczają? Może Sebastian wreszcie zrozumiał, że Bartek był przewrażliwiony a mi nic nie grozi.
Tak było przez calutki tydzień, czułam się wolna, byłam szczęśliwa. Wreszcie nie czułam na szyi oddechu któregoś z ochroniarzy.
-Meg! Meg to Ty? -usłyszałam głos za sobą.
-Antoś?! -zapytałam, patrząc na stojącego przede mną mężczyznę.
-Meg... -bez żadnych ogródek przytulił mnie do siebie. Uśmiechnęłam się -nie widzieliśmy się chyba od czasu szkoły.
-o tak -wyszeptałam.
-może pójdziemy, gdzieś na kawę? -koniec końców, zgodziłam się i poszliśmy do najbliższej kawiarni. Oczywiście prędzej uprzedziłam Sebastiana, przecież miałam się meldować co pół godziny.
Bardzo dobrze mi się rozmawiało z Antonim, był przecież był kiedyś moim chłopakiem. Był facetem, którego rzuciłam dla... dla NIEGO...
Musiałam wziąć głęboki wdech, aby nie spanikować. Wtedy zobaczyłam niedaleko siedzącego Bartka z jakąś kobietą. Byli ubrani na sportowo, biegali pewnie ze sobą. Byłam jednak pewna, że to nie jest narzeczona Bartka.
Bartek Siedział do mnie tyłem, ale wszędzie bym go rozpoznała.
Długi tydzień się nie widzieliśmy. Pewnie by mi to nie przeszkadzało jakby nie to, że przed wyjściem mnie pocałował.
Patrzałam cały czas na siedzącą w pobliżu parę, wcale nie słuchałam Antoniego.
-Meg! Telefon... -usłyszałam głos Antoniego, wtedy dopiero zorientowałam się, ze mój telefon wibruje. Dzwonił Sebastian.
-tak? -zapytałam
-mam po panią przyjechać? -zapytał, chciałam już mu odpowiedzieć, gdy poczułam jak ktoś wyciąga mi telefon z dłoni.
-nie Stew ja ją odwiozę -usłyszałam na głową głos Bartka. Nie chciałam podnosić na niego wzroku.
Gdy się rozłączył, zobaczyłam że mój telefon ląduje w jego kieszeni. Odchrząknął, gdy nie zwracałam na niego uwagi zapytał.
-co tu robisz?
-piję kawę -odparłam siląc się na spokojny ton głosu.
-to widzę -powiedział schylając się nade mną -wychodzimy -praktycznie wyszeptał
-nie -odparłam i uśmiechnęłam się do trochę skrepowanego Antoniego.
-to ja już pójdę -mężczyzna w ekspresowym tempie zaczął się zbierać.
-co ty robisz? -krzyknęłam na Bartka, który siłą podniósł mnie z krzesła.
-powiedziałem, ze wychodzimy -wycedził przez zęby.
-dobrze, tylko zapłacę -odparłam.
Za nim dogrzebałam się do pieniędzy w moim staniku, Bartek rzucił banknot na stolik i wyciągnął mnie na zewnątrz.
Miałam ochotę go zabić. Za każdym razem, gdy się widzimy, on traktuje mnie jak swoją własność. To było nie do przyjęcia. Zaczął mnie już naprawdę denerwować. Wyrwałam swoje ramię z jego dłoni i przystanęłam. Nie miałam ochoty robić za balast, który trzeba ciągle za sobą gdzieś ciągnąć, bo nie można się go pozbyć.
Bartek spojrzał na mnie spod przymrożonych powiek. Podszedł do mnie i pchnął mnie na ścianę. Uderzyłam całym ciałem o betonowy budynek.
Zaczęłam się bać. Staliśmy w jakiejś ciemnej uliczce, a on patrzał na mnie jakby chciał mnie zabić.
Przecież właśnie zakomunikował Sebastianowi, ze jestem z nim. Jak mnie zabije to nikt nie będzie mnie szukał. Moja krótka przyszłość zapowiadała się kolorowo.
Przełknęłam ślinę, gdy oparł dłonie po obu stronach mojej głowy. Znieruchomiałam ze strachu.
Patrzał na mnie gniewnie. W tej chwili mógł ze mną zrobić wszystko. Jeśli był w zmowie z NIM to już nie żyłam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz