Rozdział 11
Rano poszłam pobiegać, bardzo mnie
zdziwiło to, że nikogo ze mną nie wysłano. Zawsze co rano biegał
ze mną Sebastian, a dziś otworzył mi tylko drzwi i życzył miłego
biegania. Od kiedy tak mnie po prostu puszczają? Może Sebastian
wreszcie zrozumiał, że Bartek był przewrażliwiony a mi nic nie
grozi.
Tak było przez calutki tydzień,
czułam się wolna, byłam szczęśliwa. Wreszcie nie czułam na szyi
oddechu któregoś z ochroniarzy.
-Meg! Meg to Ty? -usłyszałam głos za
sobą.
-Antoś?! -zapytałam, patrząc na
stojącego przede mną mężczyznę.
-Meg... -bez żadnych ogródek
przytulił mnie do siebie. Uśmiechnęłam się -nie widzieliśmy się
chyba od czasu szkoły.
-o tak -wyszeptałam.
-może pójdziemy, gdzieś na kawę?
-koniec końców, zgodziłam się i poszliśmy do najbliższej
kawiarni. Oczywiście prędzej uprzedziłam Sebastiana, przecież
miałam się meldować co pół godziny.
Bardzo dobrze mi się rozmawiało z
Antonim, był przecież był kiedyś moim chłopakiem. Był facetem,
którego rzuciłam dla... dla NIEGO...
Musiałam wziąć głęboki wdech, aby
nie spanikować. Wtedy zobaczyłam niedaleko siedzącego Bartka z
jakąś kobietą. Byli ubrani na sportowo, biegali pewnie ze sobą.
Byłam jednak pewna, że to nie jest narzeczona Bartka.
Bartek Siedział do mnie tyłem, ale
wszędzie bym go rozpoznała.
Długi tydzień się nie widzieliśmy.
Pewnie by mi to nie przeszkadzało jakby nie to, że przed wyjściem
mnie pocałował.
Patrzałam cały czas na siedzącą w
pobliżu parę, wcale nie słuchałam Antoniego.
-Meg! Telefon... -usłyszałam głos
Antoniego, wtedy dopiero zorientowałam się, ze mój telefon
wibruje. Dzwonił Sebastian.
-tak? -zapytałam
-mam po panią przyjechać? -zapytał,
chciałam już mu odpowiedzieć, gdy poczułam jak ktoś wyciąga mi
telefon z dłoni.
-nie Stew ja ją odwiozę -usłyszałam
na głową głos Bartka. Nie chciałam podnosić na niego wzroku.
Gdy się rozłączył, zobaczyłam że
mój telefon ląduje w jego kieszeni. Odchrząknął, gdy nie
zwracałam na niego uwagi zapytał.
-co tu robisz?
-piję kawę -odparłam siląc się na
spokojny ton głosu.
-to widzę -powiedział schylając się
nade mną -wychodzimy -praktycznie wyszeptał
-nie -odparłam i uśmiechnęłam się
do trochę skrepowanego Antoniego.
-to ja już pójdę -mężczyzna w
ekspresowym tempie zaczął się zbierać.
-co ty robisz? -krzyknęłam na Bartka,
który siłą podniósł mnie z krzesła.
-powiedziałem, ze wychodzimy -wycedził
przez zęby.
-dobrze, tylko zapłacę -odparłam.
Za nim dogrzebałam się do pieniędzy
w moim staniku, Bartek rzucił banknot na stolik i wyciągnął mnie
na zewnątrz.
Miałam ochotę go zabić. Za każdym
razem, gdy się widzimy, on traktuje mnie jak swoją własność. To
było nie do przyjęcia. Zaczął mnie już naprawdę denerwować.
Wyrwałam swoje ramię z jego dłoni i przystanęłam. Nie miałam
ochoty robić za balast, który trzeba ciągle za sobą gdzieś
ciągnąć, bo nie można się go pozbyć.
Bartek spojrzał na mnie spod
przymrożonych powiek. Podszedł do mnie i pchnął mnie na ścianę.
Uderzyłam całym ciałem o betonowy budynek.
Zaczęłam się bać. Staliśmy w
jakiejś ciemnej uliczce, a on patrzał na mnie jakby chciał mnie
zabić.
Przecież właśnie zakomunikował
Sebastianowi, ze jestem z nim. Jak mnie zabije to nikt nie będzie
mnie szukał. Moja krótka przyszłość zapowiadała się kolorowo.
Przełknęłam ślinę, gdy oparł
dłonie po obu stronach mojej głowy. Znieruchomiałam ze strachu.
Patrzał na mnie gniewnie. W tej chwili
mógł ze mną zrobić wszystko. Jeśli był w zmowie z NIM to już
nie żyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz