I love you, Meg

poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 14



5 lat później


To miało być rutynowe zadanie, które nie miało trwać dłużej niż rok.

Minęło już 5 lat, więc co ja tu robię?!

Przetarłem czoło. To było chyba najgłupsze pytanie jakie mogłem sobie zadać.

Spojrzałem na leżącą na łóżku szpitalnym Meg.

No co ja robię?

Czekam, aż moja najukochańsza się wreszcie obudzi.

-Meg -szepnąłem -obudź się proszę.



„-jej nadajnik z telefonu nie odpowiada

-pewnie się zepsuł -krzyknąłem -zbieraj ludzi!”

„Meg nie zostawiaj mnie!”



Zacisnąłem mocno pięści. Myślałem, że zaraz zwariuję!

Przecież to nie mogło się tak skończyć. Przecież przed nami jeszcze długie życie. Nikt nie mógł mi jej teraz odebrać!



„spojrzałem w tylne lusterko i zobaczyłem, że usnęła. Wyglądała tak słodko kiedy spała. Nie chciałem jej budzić, więc wziąłem ją delikatnie w ramiona. Przytuliła mnie do siebie. Poczułem się jak w niebie. Miałem przy sobie kobietę, którą kochałem.

Wszedłem z nią w ramionach do jej sypialni. Położyłem na satynowej pościeli. Uśmiech wyszedł mi na usta, oddałbym wszystko za to, żeby tak było codziennie.

Zdjąłem z jej stóp buty i postawiłem obok łóżka. Rozpiąłem jej marynarkę i ją zdjąłem.

Chciałem ją tak zostawić, ale nie potrafiłem. Chciałem ją zobaczyć w całej okazałości. Ściągnąłem jej koszulę i zamarłem. Jej ciało było naznaczone wieloma bliznami. Upadłem przed nią na kolana. Miałem ochotę płakać, jego ukochana tak cierpiała...”



potrząsnąłem głową. Musiałem odrzucić te wszystkie złe wspomnienia. Podszedłem do jej łóżka i ukląkłem.

Wpadałem w jakąś czarną dziurę. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić jakby to było jakby ona teraz umarła. Moje życie nie miałoby sensu, wolałabym umrzeć.

-Boże, proszę nie pozwól jej umrzeć -szepnąłem trzymając ją za rękę -nie pozwól. Nawet jeśli nie mamy być przez to razem, to nie pozwól jej umrzeć.

-Bartek -usłyszałem głos Alicji. Nie miałem ochoty się odwracać. -idź do domu -poczułem jej dłoń na ramieniu.

Jak miałem iść do domu? Jak miałem ją zostawić?

-a jak się obudzi?

-zawiadomię cię.

-nie, zostaję. -mruknąłem

Wstałem z kolan i usiadłem w rogu pokoju. Nie chciałem wychodzić, ale też nie chciałem przeszkadzać, matce Meg.

Nawet nie wiem kiedy usnąłem. Ale sen mi się podobał, nie chciałem się z niego budzić.

Coś kazało mi się obudzić. Jakiś głos z wewnątrz mnie krzyczał, abym się obudził.

Otworzyłem gwałtownie oczy i zobaczyłem ją. Wpatrywała się we mnie. Pierwszą moją myślą było to, że to jeszcze sen.

-O Boże, Meg -szepnąłem i szybko zerwałem się z fotela. Chciałem do niej podbiec, ucałować.

-kim pan jest? -jej pytanie wbiło mnie w podłogę. Na początku myślałem, że się przesłyszałem.

-kim pan jest? -gdy powtórzyła pytanie, myślałem że żartuje. Miałem ochotę się roześmiać, ale wtedy napotkałem jej zdezorientowany wzrok.

Ona mnie naprawdę nie pamiętała. Upadłem na kolana. To nie mogło być prawdą.

-to nie może być prawda -wyszeptałem

-nic panu nie jest? -zapytał mnie dobrze mi znany głos.

Bolało mnie serce. Czułem jak rozrywa mi je od środka.

-Meg, kochanie! -do pokoju wbiegła Alicja.

To był najgorszy dzień w moim życiu. Zapragnąłem umrzeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz