I love you, Meg

sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 5


W budynku, gdzie mieściła się firma tej całej Meg zjawiłem się grubo przed dziewiątą.
Wjechałem na piąte piętro i stanąłem przed biurkiem jakiejś brunetki.
-dzień dobry -wyrzuciłem z siebie.
-dzień dobry, jest pan umówiony? -zapytała
Nachyliłem się nad biurkiem, aby zobaczyć jej imię na plakietce.
-Morgan -wyszeptałem -nie muszę być umówiony -uśmiechnąłem się -przyzwyczaj się do mojej obecności -odwróciłem się w stronę drzwi za mną -czy to gabinet Meg?
Dziewczyna tylko skinęła głową. odwróciłem się wszedłem do gabinetu.
Wszystko było poukładane. Było tu czysto jak na sali operacyjnej. W podłodze mogłam zobaczyć swojej odbicie.
Gabinet jednak był mały. Nawet gabinet mojego ojca z tymi wszystkimi pudłami był większy.
Usiadłem na czerwonym, miękkim obrotowym krześle przed ciemnym biurkiem.
Założyłem nogi na biurko i postanowiłem poczekać, aż zjawi się moje psychopatyczna szefowa.
Była już prawie dziesiąta, gdy drzwi gabinetu się otworzyły. Stanęła w nich średniego wzrostu brązowowłosa DZIEWCZYNA! Jakbym stał, to jej widok na pewno by mnie zwalił z nóg. Poczułem coś dziwnego tam, gdzie od dawna nic nie czułem.
Miałem zawał! O tak ... na pewno miałem zawał!
-a pan tu czego? -głos miała aksamitny -bierz te buciory z mojego biurka! -krzyknęła zrzucając moje nogi.
-jestem Bartek i będę pani ochroniarzem -odparłem
-tak? mamusia znowu zatrudniła kolejnego, idiotę?! -zapytała
Ostrego języka to jej nie brakowało.
-idź sobie! -krzyknęła
-nie -odparłem
Kobieta podeszłą do mnie, odwróciła fotel i zaczęła mnie pchać w stronę drzwi. Byłem zdziwiony tym co robiła. Ostatecznie otworzyła drzwi i wystawiła mnie za nie i z trzaskiem zamknęła drzwi.
Za biurkiem stała ta sama brunetka, która mnie przywitała. Teraz patrzała na mnie z szeroko otwartymi ustami.
-pierwszy dzień w pracy -rzuciłem.
Wstałem z fotela i otworzyłem drzwi. Królowa pani stała przy biurku.
-co ty jeszcze tu robisz?! -zapytała zła
Podszedłem do niej. Złapałem ją za szyję i przyparłem do ściany.
-słuchaj, dziecko. -powiedziałem spokojnie -okres kiedy bawiłem się w takie zabawy dawno minął. Ty będziesz się zachowywać poprawnie, a ja będę miał święty spokój -wycedziłem przez zęby.
-widzę, że się poznaliście -usłyszałem głos Stewa.
Puściłem kobietę i odsunąłem się od niej. Chyba za ostro zareagowałem.
-tak -odparłem
-to chyba Twoje, Meg -wciągnął za sobą czerwony fotel
-tak -wyszeptała przestraszona.
Podszedłem do Stewa i zabrałem fotel. postawiłem go za biurkiem i posadziłem na nim Meg. zachowywała się jak lalka. O tak zareagowałem za ostro. Powinienem ją teraz przepraszać na kolanach, ale lata spędzone w wojsku nie pozwoliły mi się uginać. Raz się ugiąłem i co teraz mam? Narkomankę!
-muszę iść -wyszeptała Meg i ruszyła do wyjścia.
Spojrzałem na nią od tyłu i mnie zamurowało. To był ten sam tyłeczek, który doprowadził mnie do upadku!
-no ej... bez przesady -wyrzuciłem z siebie.
Meg przystanęła i odwróciła się do mnie. Zmierzyła mnie wzrokiem.
-patrzałeś na mój tyłek! -wrzasnęła
-nie -odparłem nie kryjąc tego, że kłamie.
Pani Królowa Lodu podeszła do mnie szybko. Nawet nie pomyślałem, że ktoś na takich szpilkach potrafi poruszać się z taką prędkością.
-patrzałeś -mówiąc to wbiła mi palec w mostek.
-mówię, że nie -odparłem głupio się śmiejąc.
-dupek -rzuciła przez zęby i kopnęła mnie w piszczel.
Lekko się skrzywiłem. Nie mogłem dać po sobie poznać, że zabolało.
Uśmiechem próbowałem zamaskować grymas bólu.
Miałem ochotę zabić tą kobietę.
-Lu, chodź, pokażę ci służbówkę -wtrącił Stew.
Nie ruszyłem się z miejsca. Patrzałem gniewnie w jej oczy. Nie obchodziło mnie to co ktoś do mnie mówił. Chciałem ją porwać w ramiona i przełożyć przez kolano.
-chodź -poczułem lekkie szarpnięcie za ramie.
Momentalnie otrząsnąłem się z transu i poszedłem za Stewem.
W holu znowu minęliśmy brunetkę. Morgan, tak, miała na imię Morgan.
-miłego dnia, Antylio -Stew uśmiechnął się w jej stronę
-miłego dnia, Sebastianie -odparła lekko się rumieniąc.
-zrób coś ze sobą -powiedział do mnie
-niby co?
-załóż garnitur -wyszeptał
-chyba żartujesz. Nie noszę garniturów -odparłem
-ale zaczniesz
-no dobrze. Dla ciebie kochanie będę je nosił -odparłem i lekko się przy tym skłaniając.
Kobieta która akurat obok nas przechodziła, przystanęła i wlepiła w nas oczy.
-dzień dobry, Pani -skłoniłem się nisko
-tutaj -rzucił Stew, otwierając drzwi.
Wszedłem do dużego pomieszczenia. Nawet gabinet Jaśnie Pani nie był tak wielki.
Wszędzie były monitory, ale najwięcej miejsca zajmowała kanapa.
Przynajmniej się wyśpię.
-na dole czeka na ciebie auto. Widzimy się w jej domu -rzucił i wyszedł. Zostałem sam.


*******
MIŁEGO WEEKENDU :*

*******


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz