I love you, Meg

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 4


Jestem beznadziejny, o tak! Jestem.
Zacisnąłem dłonie.
Stałem na środku siłowni i uderzałem w worek. Z każdym razem cios był coraz mocniejszy. Musiałem się na czymś wyżyć.
Kobietę, którą kochałem przez tyle lat okazała się wredną suką.
Może to była moja wina?
Może za bardzo skupiłem się na swojej osobie.
Jedno było pewne, nie powinienem jej zostawiać samej.
-ej... ej, zaraz zepsujesz ten niczemu winien worek -usłyszałem głos Stewa.
Nic a nic się nie zmienił. No dobra, tylko zapuścił brodę i wygląda przez to starzej.
-Stew -wymamrotałem
-mnie też jest Ciebie miło widzieć, przyjacielu.
Uśmiechnąłem się. Nie miałem nic do Seby, ale dziś chciałem być sam.
-sorry, mam ciężkie dni -odparłem.
-słyszałem
-tak myślę -rzuciłem.
Było oczywiste, że Stew wie wszystko.
-współczuję ci
Noc nie odpowiedziałem, spojrzałem tylko na niego. Tu nie było nic do powiedzenia. Życie mi się spieprzyło i ostatnią rzeczą, którą teraz potrzebowałem to współczucie.
Moje życie jest do dupy. Może powinienem powiedzieć, że tylko tyle? Przecież niektórzy mają gorzej, ale w tej chwili nikt mnie nie interesował. Naważyłem piwa i będę musiał je wypić.
-słyszałem, też że szukasz pracy na gwałt.
-jeszcze trochę pozipie i za pól roku powiem Ci, że szukam pracy na gwałt.
-Lu, wiem, że jesteś w złym humorze, ale masz rodzinę na utrzymaniu. Jesteś teraz tu a nie tam. Państwo ci za to nie zapłaci.
Miał rację. Za siedzenie nikt mi nie płaci.
-co dla mnie masz?
-pracę u mnie...
Popatrzałem na niego i roześmiałem się.
-wolę pracować w spożywczaku -odparłem poważnie
-Lu...
-Stew, przecież wiesz, dlaczego poszedłem do wojska...
-Bartek posłuchaj...
-to ty posłuchaj. Nigdy więcej!
-dobra, to inaczej. Proszę Cię jak przyjaciel, przyjaciela o pomoc.
Spojrzałem na niego. To było dość dziwne zachowanie.
-mam dużo pracy, a mało ludzi. Przecież wiesz jak to jest.
-zatrudnij nowych...
-cały czas to robię, ale nie wszyscy się nadają.
-więc co mam robić?
-działał byś sam. Płaciła by nie jaka Alicja Tess.
-ją miałbym ochraniać?
-jej córkę...
-mam ochraniać jakieś dziecko? Stew...
-ona ma 23 lata i ma własną firmę...
-i mamusia każde ją ochraniać?!
-Alicja to moja przyjaciółka i ma powody, aby martwić się o córkę
-zastanowię się
-masz czas do jutra.
Wychodząc rzucił teczkę z aktami na moje rzeczy. Czekała mnie miła lektura. Z jednej strony nie interesowało mnie życie osobiste smarkuli, którą pilnuje mamusia, ale z drugiej strony byłem ciekawy...
W domu jednak zwyciężyła ciekawość. Zamknąłem się przed mama i Dagą w starym gabinecie ojca. Teraz raczej służył jako przechowalnia. Wszędzie stały jakieś pudła, ale przynajmniej było na czym usiąść.
"Megan Teresa Tess"
Urodzona 1.02.1986
Rodzice: Alicja i Benjamin Tess.
Liczne wizyty psychologiczne. Trzy miesiące w klinice i pól roku w ośrodku psychiatrycznym. AKTA ZASTRZEŻONE.
Otworzyłem szeroko oczy.
-miałem pracować z psychopatką?!
właścicielka wydawnictwa, najlepsza na studiach...
Najbardziej jednak zainteresowały mnie te tajne informacje i chyba dlatego się zgodziłem.
-Stew...
-Lou -usłyszałem jego głos w słuchawce
-zgadzam się -wyrzuciłem z siebie
-tak też myślałem, więc umówiłem cię jutro na 9 w jej biurze. Nie spóźnij się
-Stew... -jęknęłem
-do jutra -rzucił i rozłączył się.
Czy na świecie istnieje bardziej irytująca osoba niż Sebastiana? No dobra, czy istnieje bardziej
irytująca osoba od Dagi i Stewa?
(jakbym wiedział, że taką właśnie poznam, to bym nigdy nie zgodził się na tą pracę)
Za nim jednak się spotkałem z TĄ panią, musiałem ją sprawdzić na własną rękę.
-Halo, Ben -zacząłem
-Lou?! -zapytał zdziwiony głos po drugiej stronie...
-witaj, bracie -rzuciłem.
-gdzieś ty się podziewał? Słyszałem, że wróciłeś
-tak, wróciłem. Potrzebuję pomocy.
-nie inaczej. Co chcesz wiedzieć?
-Megan Teresa Tess
-Tess? Jej ojciec czasem nie produkował statków?
-nie wiem -jęknąłem
-ok. Postaram się
-chcę wiedzieć wszystko. Włącznie z tajne...

To miał być dobry dzień. Tak przynajmniej mówiła mama, gdy dowiedziała się, że idzie dziś do pracy.
Mnie jednak nic nie cieszyło. Musiałem wstać o 5 rano.
Chciałem pobiegać, uwolnić umysł. Ale chyba polubię bieganie o tej porze. Nikogo wokoło nie było. Byłem tylko ja i moje przemyślenia.
Jak byłem w domu, to byłem w stanie przypilnować Dagę, a teraz jak pójdę do pracy, to nie wiem czy dam radę ją utrzymać w domu.
MUSIAŁEM JĄ PILNOWAĆ!
-to przecież tylko kilka dni!
Muszę zapalić! o tak.... muszę, najlepiej całą paczkę na raz, albo i dwie.

******
cały rozdział pisany na telefonie, sorry za błędy :/
*****

2 komentarze: